Archiwum kategorii: Felietony

Kolejka! Pan tu nie stał!

Wyjątkowo nie rozpocznę tego roku od recenzji. Mam wrażenie, że jestem mocno przejedzona książkowo i czuję lekki bezwład. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam piętrzące się tomy, które nabyłam jeszcze w minionym roku, a które nadal stoją w kolejce „do przeczytania”. Tymczasem co chwilę wpycha się jakiś nowy nabytek, no bo jak nie kupić, jak nęci. Nie chcę nawet wspominać o e-bookach, które tworzą elektroniczną kolejkę na czytniku. I tam również co chwilę wpada nowy epub, który się rozpycha i czeka. Kolejka rośnie, bo regularnie wciska się „pan, co tu nie stał”.

Tak, klęska urodzaju, a przecież jeszcze tyle nowości w tym roku się pojawi. No właśnie. Nadmiar, łapczywość, a może i obsesja. A przecież nie ma co się oszukiwać, wśród zeszłorocznych lektur, jak i wśród tych, które objawią się w tym roku, było i będzie wiele słabych tytułów, a co za tym idzie, zrodzi się poczucie straconego czasu. W tym nadmiarze natomiast, może umknąć coś istotnie wartościowego.

Przeglądając książkowe portale, rzuciło mi się w oko pytanie, jaka jest najlepsza książka, jaką przeczytałam w styczniu? Szukam w głowie, mam – „Rumowiska” Wita Szostaka – zaległość zeszłoroczna, która dość długo się przeleżała. Takich książek z odleżynami mam już całkiem sporo. Czas się zatem zastanowić i zmienić coś w strategii nabywania nowych tytułów. I to jest mój plan na ten rok. Sensowny umiar (oby się udało!). Żadnej marketingowej presji. Zdroworozsądkowe podejście do tematu – czy dam radę to przeczytać i co z kolejką, która czeka?

A co między innymi jest w tym ogonku? Leo Lipski „Proza wybrana”, Vladímir Binar „Pianka od Chińczyka”, „Środkowoeuropejczyk – gatunek na wymarciu?” Magdaleny Brodackiej-Dwojak, „Pusta mapa” Aleny Morštajnovej, z serii Małe monografie – biografia Wojciecha Kilara (swoją drogą seria PWM-u, która zawiera popularnonaukowe biografie kompozytorów polskich i zagranicznych zasługuje, aby się jej bliżej przyjrzeć).

Dobrze, na początek wystarczy taka wyliczanka. Jest tego znacznie więcej. Za wyliczanie e-booków nawet się nie zabieram. Niestety prawdą jest, że w kalendarzu na ten rok już wynotowałam kilka tytułów, które planuję kupić. Trzeba będzie jednak dokonać pewnej weryfikacji i urealnienia 🙂 .

Oprócz wspomnianej powieści „Rumowiska” Wita Szostaka (naprawdę bardzo dobra), kolejkę udało się opuścić „Dziurom w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” Łukasza Drozdy (porażający obraz polskiego budownictwa mieszkaniowego),opowiadaniom „W cieniu Brooklynu i inne opowiadania” Stanisława Dygata (znakomite!) i powieści „Którędy szedł anioł” jak zawsze przejmującego Jana Balabána.

Ale udało mi się również dokonać pewnego skoku do przodu i mam już wśród lektur przeczytanych powieść Petry Soukupovej – bardzo lubianej w Czechach, ale w Polsce także, która jest zapowiedzią wydawnictwa Afera na ten rok. A ja już mogę wam z czystym sumieniem polecić „Nikdo není sám”. Książka, która boleśnie dotyka problemów współczesnej rodziny. Momentami miałam wrażenie, że czytam Houellbecqa w znacznie lżejszej wersji, ale jednak…

Fot. Dom Książki/Editress

Skoro się już zdobyłam na wyznania i zwierzenia, przyznam, że ciągnie mnie ku rzeczom starym i sprawdzonym. I dlatego, już od lutego, zaczynam ponowną lekturę „Nowego wspaniałego świata” Aldousa Huxleya. Wydaje się na czasie :). Do nadprodukcji książkowej podejdę z rozwagą i umiarem. Czego i Państwu życzę. Tymczasem wszystkie wymienione w tym tekście tytuły, „oznaczone” jako „przeczytane”, rekomenduję!


                                                                                                                                              Editress

Czytelniczy letni prowiant

Chyba nikomu nie umknęło, że nadeszło wreszcie lato, dla wybrańców wakacje :),  a dla „mniej wybranych” wizja urlopu. Może mi się zdaje, ale to chyba całkiem dobry czas dla książek. Papierowych, elektronicznych, audiobooków – forma nieważna. Można nadrabiać zaległości. Kiedyś to był również dobry czas dla przewodników turystycznych, szczególnie gdy ktoś samodzielnie planował wyjazdy. Podróżowanie z papierowym przewodnikiem może nie jest już dziś tak popularne. Tyle informacji jest w sieci. Czasem zdawkowe wskazówki wystarczają. Szkoda. We wszystkich przewodnikach, które mam na półkach są ślady każdej podróży – bilety, ulotki… Archiwizacja wspomnień.

Po lekturze tekstu Josefa Kroutvora w „Toposie (1-2 2023)” – O kawiarniach Pragi, mam w sobie jeszcze więcej pewności, że warto jednak zadać sobie trochę trudu. Wyszperać, wyszukać, odnaleźć w źródłach, po które rzadko się sięga. Wyjść nawet poza klasyczny przewodnik. Ten nostalgiczny esej o praskich kawiarniach, których już nie ma, zasiał we mnie myśl, żeby spróbować inaczej – patrzeć, zwiedzać, odkrywać. Może właśnie pójść trasą tego, czego już nie ma? A może śladami kogoś, kto rozpływa się już tylko w historii (w tym samym numerze „Toposu” Przemysław Dakowicz opisuje Pragę jako „miejsce postojów” Mozarta – może warto je zobaczyć)?

Albo odkryć miejsca pozornie dobrze znane w innym świetle. Dać sobie opowiedzieć miasto, zabytki z nowej perspektywy, nie „jak zwykle”? Tak, jak robi to Michał Rożek w „Nietypowym przewodniku po Krakowie”. Postawmy na nietypowość wrażeń, starannie dobierając książki, czasopisma i delektując się swoim wyborem.

Fot. Dom Książki/Editress

Bo latem czyta się inaczej. Lektura inaczej smakuje i inaczej odkłada się w pamięci. Chyba życzliwiej patrzę na „wakacyjne” fabuły, rzadko trafiam na kiepskie historie, a może jest to właśnie kwestia dobrego przygotowania czytelniczego prowiantu? Tak, na pewno warto dobrze się przygotować. Dobra powieść to podstawa. Musi być wśród urlopowych lektur. Tomasz Różycki i jego „Złodzieje żarówek” to znakomita kompania. Porzućcie nadzieję, wy, którzy wychodzicie na blokowy korytarz… w czasie późnej komuny. Cóż, dziś to podróż w czasie, ale jaka! Tomasz Różycki ma na to swój pomysł i doskonale go realizuje. Jest „straszno”, wesoło i nawet sentymentalnie. Bardzo chciałabym skreślić zdecydowanie więcej słów o tej powieści z kilku powodów. W tym prywatnych. Mam nadzieje, że w czasie urlopu się uda – urlopu, którego zmitologizowany czas, ma cechy gumy 🙂

Drugi skok w czasie polecam zrobić z Wacławem Holewińskim i jego powieścią „Cieniem będąc, cieniem zostałem”. Ta powieść również wymaga dłuższego tekstu. A w zasadzie jej bohater, Karol Jaroszyński i epoka, w której żył. Holewiński wydobywa z kart historii fenomenalną osobowość, Polaka, który odniósł oszałamiający sukces w czasach, które zadawać by się mogło, nic nie mają do zaoferowania. Zabory, I wojna światowa. „Karol Jaroszyński – postać, która fascynowała mnie od kilku lat. Najbogatszy Polak w historii. Ktoś przeliczył jego majątek i porównał z majątkiem obecnie najbogatszego. Ten ostatni ma ledwie dwadzieścia procent tego, co miał Jaroszyński. Wydaje się, że wszędzie na świecie, choćby tylko z racji bogactwa, byłoby o takim człowieku głośno. W Polsce prawie nikt go nie zna. Zapomniano? Dlaczego?” – pisze w posłowiu Holewiński. Cieszę się, że autor zadał sobie trud prześwietlenia życiorysu Jaroszyńskiego, aby przedstawić losy tej postaci w beletrystycznej formie. Pasjonująca opowieść. Świadomość, że czytamy o losach człowieka z krwi i kości, jeszcze bardziej dodaje rumieńców lekturze. Pierwszorzędnie odmalowany jest również historyczny sztafaż, który jest jednak czymś więcej, niż tylko tłem.

Fot. Dom Książki/Editress

I kolejny skok, żeby rozgrzać „little gray cells”, jak mawiał Hercules Poirot, którego śledztwa w nowych szatach okładkowych odświeża Wydawnictwo Dolnośląskie. W małych szarych komórkach mózgu spoczywa rozwiązanie każdej tajemnicy – mówi niezwykły Belg, który już na zawsze będzie dla mnie miał twarz Davida Sucheta. Cytaty z Poirota, zebrane z okazji 125. rocznicy urodzin Agathy Christie doskonale wygimnastykują mózg i wprawią w dobry nastrój. A to się przyda, aby zasiąść do kolejnej lektury. Debiut powieściowy Juliusza Machulskiego „Wisząca małpa”. Książka, która ma wszystko – detektywistyczne zawiłości, wątek szpiegowski, znakomicie naszkicowane historyczne tło (Polska, rok 1961), detale epoki, niezapomniane postacie, doskonałe dialogi i humor! Cały Juliusz Machulski. Nie zaskakuje, że spod pióra świetnego filmowca wychodzi pierwszorzędna fabuła. A okładka zaprojektowana przez córkę autora świetnie się wkomponowuje w lato z kryminałem.

Fot. Dom Książki/Editress

Bo chciałam dodać, że okładki mają znaczenie. „Samotny dom” zostawiłam sobie na wakacje właśnie z powodu okładki 🙂

Fot. Dom Książki/Editress

A i z lektur młodzieżowych również odłożyłam coś extra! Tym razem nie okładki decydują, choć też są zachęcające 🙂

Fot. Dom Książki/Editress

At last but not least! Czyli poza beletrystyką. Tak, tu również zapewniłam sobie dobry tytuł. „Trzy tłumaczki” Krzysztofa Umińskiego, książka nominowana do Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz”. To trzy życiorysy kobiet, które „sprowadziły” do Polski klasykę francuską i anglosaską (Tolkien, Camus, Austen, Faulkner) – Joanna Guze, Maria Skibniewska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Niezmiennie fascynując się procesem przekładu, przeczytam z przyjemnością. Tym razem w e-booku.

Fot. Dom Książki/Editress

Zatem, prowiant czytelniczy na wakacje jest. Życzę Państwu, aby lato było kapryśne tylko w lektury, kapryśne w pozytywnym sensie – nietypowe, zaskakujące, poszerzające horyzonty, urozmaicone. Ja postaram się, aby takie było. Wszystko skrupulatnie zapiszę w letnim notesiku. Potem może się nawet z Wami tym podzielę…

Fot. Dom Książki/Editress

Editress

Czekając na opowieść… czytam nadal :)

Czas zatrzymać się i powspominać „lekturowo”. Wertując listę przeczytanych książek, przesuwając placem po każdej pozycji, próbuję odzyskać, odświeżyć wrażenia. Bardzo mieszane. Zdarzyły się małe odkrycia i zachwyty, ale jednak czegoś brak. Jakiejś opowieści, która dobrze domknęłaby rok. „Literackie przejedzenie”? Wygórowane oczekiwania? Nie wiem. Jak czytam, u naszych czeskich sąsiadów krytyka również czeka na coś wielkiego, może na nowego Čapka… Jak jest u nas? Czy na coś czekamy? Na kogoś? Tak, ja czekam na opowieść. Bez fajerwerków, wydumanych eksperymentów, przekombinowanych postaci, fabuły napchanej topowymi, ale kompletnie nierozpoznanymi problemami, mało prawdziwymi, na siłę wtłaczanymi w fabułę, które mają popchnąć tekst marketingowo i nabić czytelnika w butelkę. Dlatego chyba z takim głodem opowieści usiadłam do „Lalki”. Potrzebne mi były te powroty. I to zdecydowanie najlepsze momenty czytelnicze mijającego roku. Opowieść pełna treści. Czy nam Polakom jest potrzebny nowy Prus? Z nowym rokiem życzyłabym sobie…

Fot. Dom Książki/Editress

Nie chcę brzmieć malkontencko. Jedynie z oczekiwaniami. Spoglądam w mój notatnik ze szkicami tekstów, a potem patrzę na stosy książek, które piętrzą się na biurku i wokół. Pracy i pomysłów nie zabraknie. Nowy rok przyniesie pewnie mnóstwo nowych tytułów, przez które trzeba będzie się przedzierać z nadzieją, że znajdzie się tę wyjątkową książkę. I na pewno coś się objawi.

W tym roku czekałam na „Unicestwianie” Michela Houellebecqa i z satysfakcją doczekałam się. Zagłębiałam się w literaturę estońską i z wielkim zainteresowaniem przeczytałam – rzecz już nienową – „Ojcu” Jaana Kaplinskiego czy „Listopadowe porzeczki” Andrusa Kivirähka, które były prawdziwym szaleństwem czytelniczym! Moje serce podbiła również literatura bułgarska – „Ballada o lutniku” Wiktora Paskowa, czy „Schron przeciwczasowy”  Grigorija Gospodinowa, którego wcześniej odkryłam przy lekturze „Fizyki smutku”.

Fot. Dom Książki/Editress

Było też rozrywkowo i na poziomie. Poirot rozruszał po wakacjach moje little gray cells. Agatha Christie i jej słynny detektyw w serii Wydawnictwa Dolnośląskiego nadal dostarczają prawdziwej przyjemności czytelniczej, szczególnie gdy z tyłu głowy wizualizuje się David Suchet, jako jedynie słuszny Hercules Poirot.

Fot. Dom Książki/Editress

Czytanie seriami również się sprawdziło – Lustrzanna, seria Z kolibrem….  – niezawodne i pewne. „Dziewczyna z konbini” Sayakaty Muraty, to prawdziwa perełka serii z Żurawiem. Klucz czytania seriami nadal serdecznie polecam!

Sporo z czytanych przeze mnie tytułów miało formę e-booka, ale i audiobooki zagościły w tym roku. „Przedpiekle sławy. Rzecz o Chopinie” Piotra Witta, przeplatane utworami kompozytora, było ucztą dla ucha na wielu poziomach. Podobne jak „Kroniki paryskie” również Piotra Witta. Obiecuję sobie, że w przyszłym roku częściej sięgnę po audiobooki. Jedno z postanowień 🙂

Fot. Dom Książki/Editress

A tymczasem rok 2022 był również czasem sentymentów. Dużą przyjemność sprawił mi reportaż „Od Katowic idzie słońce” Anny Malinowskiej. Mogłam powrócić do dawanych miejsc i dowiedzieć się o nich wielu znaczących szczegółów.
W ramach nadrabianych zaległości sięgnęłam wreszcie po „Anomalię” Hervégo Le Tellier. Jak pisze w posłowiu Marek Bieńczyk, powieść-zabawa w pastisz oulipiańskiej poetyki. Znakomita!

Nie śledziłam w tym roku zbyt intensywnie nagród literackich, tropiłam sama, raz pociągnięta niespodziewaną lekturą. Choć bywało, że dobrze zapowiadająca się książka rozczarowała tak mocno, że trudno było dobrnąć do ostatnich stron. Zdecydowanie mniej zawodu dotknęło mnie w literaturze dla dzieci i młodzieży. Tu nasi autorzy mocno trzymają fason. Żeby i tu dobrze zamknąć rok, lektura „Pięciu choinek, w tym jednej kradzionej” Barbary Kosmowskiej jest absolutną koniecznością. Autorka – klasyk nigdy nie zawodzi. Dla tych, który lubią, gdy język traktuje się z szacunkiem i świadomością jego możliwości – pisarka pierwszorzędna – od lat. Nie tylko dla dzieci – przecież! Te pięć choinek i bez tej kradzionej, otulają jak ciepły kocyk.

 „Nowy rok bieży…”, nie spodziewam się nudy, wiem, że kilka bardzo interesujących książek ukaże się w 2023 roku, przy niektórych miałam przyjemność maczać palce, jako redaktor na służbie 🙂 . Czekam na niespodzianki i na tę wyjątkową fabułę, licząc, że nie jestem w oczekiwaniach sama. Piętrzą się również książki „czeskie”, jako nowe wyzwanie zawodowe. „Czechy. To nevymyslíš” Aleksandra Kaczorowskiego – napoczęte, przechodzą na 2023 rok 🙂

Fot. Dom Książki/Editress

W ostatnich miesiącach tego roku zdarzyło mi się snuć rozmowy o polskim nieczytaniu. O nieczytających studentach na studiach filologicznych, o tym, jak to czytanie rozruszać. Niezmiennie twierdzę, że miłość do książek wynosi się z domu. Czasem jest zwyczajnie za późno. Chyba że zagramy nowymi argumentami – z pomocą przyszedł dr Tomasz Rożek – który w najnowszym podkaście mówi: „gdyby ludzie wiedzieli, jak bardzo czytanie książek zmienia nasze mózgi, zmienia w jak najlepszym tego słowa znaczeniu, statystycznego Polaka nie dałoby się oderwać od książek” https://youtu.be/gTUmod-Kkx0

Przekonamy się? Wszystkie wymienione w tym tekście tytuły serdecznie i z pełną odpowiedzialnością polecam, niektóre mają swoje recenzje na blogu. Można od nich zacząć. I tak poza tym – dobrych książek w nowym roku!

Editress

Rodzinny dom czytania

Wszystko, co najważniejsze w życiu człowieka czytającego zdarza się w dzieciństwie – nie wiem, który już raz parafrazuję zdanie Jerzego Pilcha: Tysiąc, a może milion razy powtarzałem zdanie klasyka, że wszystko, co najważniejsze w życiu człowieka piszącego zdarza się w dzieciństwie[1]. Cóż mogę na to poradzić, kiedy aż się o to prosi, gdy myślę o „wychowaniu do czytania”. Wraca do mnie ta trawestacja jak bumerang, za każdym razem, gdy myślę o czytelnictwie dzieci i młodzieży. Bo przecież kończy się rok, w którym znowu wybuchły awantury o kanon lektur szkolnych (to się chyba nigdy nie zmieni!!!), a poziom czytelnictwa nie oszałamia.

Szkolne lektury to wieczne pole bitwy, na którym nigdy nie ma zwycięzcy. Przede wszystkim problem mają młodzi czytelnicy. Oprócz lektur, które słabo przemawiają (przynajmniej niektóre), wciąż narzuca się ich jedynie słuszną interpretację. Myślałam, że takie wymogi to pieśń przeszłości. Życie jednak pokazuje, że skostnienie interpretacyjne ma się nadal dobrze i jak się okazuje, nie tylko w Polsce.

Anna Maślanka, autorka mojego ulubionego bloga, poświeconego literaturze czeskiej http://literackie-skarby.blogspot.com – w jednym z postów na FB opisała przypadek czeskiego ucznia, który został pouczony przez nauczycielkę, jak interpretować otwarte zakończenie książki „Klub divných dětí”. Chłopiec widział tam happy end, nauczycielka – nie. Uczeń zwrócił się do samej autorki z tym problemem. Petra Soukupová podzieliła się  mailem chłopca na Facebooku i tak rozgorzała dyskusja o samodzielnym myśleniu i jedynie słusznych interpretacjach.

Puenta wydaje się być oczywista, należy uczniom pozwolić myśleć i interpretować według własnego odczucia, kompetencji czytelniczych, doświadczeń plus zaprezentować ideę jaka przyświecała autorowi. A potem gorąco dyskutować. Tylko tak można uczynić czytanie pasją. Czytanie, które w gruncie rzeczy jest wysiłkiem.

Na marginesie kanonu lektur – „Chłopcy z Placu Broni” nadal wymiatają!!!! Rys. Vi

Nie ma co się pocieszać, że u Czechów jest tak samo jak w Polsce, bo jednak południowi sąsiedzi czytają znacznie więcej od nas. Oczywiście również nie chcę wpadać w sidła generalizacji. Są nauczyciele, którzy wychodzą poza schematy i dają uczniom rozwinąć skrzydła. Nie jest to jednak norma.

Szarpanki o kanon, jedynie słuszną interpretację nie pomagają. Po co sypać dodatkowo piasek w tryby, które i tak już ciężko się obracają? Obwieszczony wzrost czytelnictwa w Polsce do 42%, – podobno najlepszy wynik od sześciu lat (wzrost o 3%!!!) –  to żaden powód do radości (biorąc jeszcze pod uwagę, że są to badania deklaratywne). Wzrost praktycznie w granicach błędu statystycznego. A przecież promocji czytelnictwa w Polsce nie brakuje. Miliony co roku na ten cel przekazuje Ministerstwo Kultury.  

Fragment raportu Stan czytelnictwa w Polsce w 2020 roku. Całość dostępna na stronie Biblioteki Narodowej.

Biblioteki dwoją się i troją w projektach czytelniczych. Przygotowują wspaniałe wyprawki czytelnicze, jak na przykład Miejska Biblioteka Publiczna im. Galla Anonima w Głogowie – która w swoim pakiecie ma napisaną specjalnie dla biblioteki książkę „Ziołomańka” Barbary Kosmowskiej, z ilustracjami Marcina Minora. Czytelnik dostaje pakiet wartościowych i mądrych tytułów.

Strona internetowa MBP w Głogowie https://www.mbp.glogow.pl

Godny pochwały jest program Mała książka-wielki człowiek http://wielki-czlowiek.pl , który za cel stawia sobie uświadomienie rodzicom, jaka jest wartość rodzinnego czytania od początku życia dziecka. Olbrzymie środki zostały wyasygnowane na ten cel. Program działa już kilka dobrych lat. Książkowe wyprawki trafiły do tysięcy dzieci. Koordynatorzy programu udostępniają także publikacje, które mogą pomóc rodzinnie zaangażować się w domowe czytanie.

Materiały prasowe

I tu zawiera się sedno. Tkwi we mnie głębokie przekonanie, że od dobrego wychowania, dobrych nawyków –  na przykład czytelniczych – jest DOM. Instytucje mogą pomagać, ale wszystkiego nie zrobią. Rodzinny dom czytania, to moja propozycja na nowy rok. Budowanie więzi, rozbudzanie pasji czytania wspólnym czytaniem. Pakiety otrzymane w bibliotekach niech nie leżą jedynie na półkach. Wspólne czytanie ma szczególną moc. Buduje relacje. 

Czy to działa? Nie mam wątpliwości:

Jedno z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa łączy się z chwilami, kiedy nasz Ojciec opowiadał nam baśnie i różne ciekawe historie. Cała nasza szóstka czekała zawsze w podnieceniu na baśnie Andersena, historie biblijne, wzruszające opowieści Edmonda de Amicina i oczywiście – na węgierskie baśnie ludowe. Pamiętam, jako najmłodsza z rodzeństwa, czarodziejski nastrój tych chwil, poczucie cudownej więzi rodzinnej.

Tak napisała w posłowiu do zbioru baśni węgierskich „Cudowny jeleń”[2]  Márta Gedeon, tłumaczka i redaktorka.

Fot. Dom Książki/Editress

A jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, niech sięgnie po kanoniczną już książkę „Wychowanie przez czytanie”[3] Ireny Koźmińskiej i Elżbiety Olszewskiej. Praca obu Pań i ich fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”, to fenomen i doskonałe działanie. Hasło „Czytaj dziecku 20 minut dziennie – codziennie” chyba obiło się o uszy każdemu. No właśnie, czy tylko obiło? Szczególną orką na ugorze jest czytelnictwo chłopców i to od wielu lat. I tu widzę propozycję dla panów – ojców, dziadków. Są bowiem takie badania, które pokazują, że czytający ojciec jest skuteczny w zachęcaniu synów do czytania. To, co robi tata jest fajne, „prestiżowe” i godne naśladowania. Dało się również zaobserwować, że dzięki czytającemu ojcu maluchy lepiej rozwijały umiejętności językowe, poznawcze, rozwijały także wiedzę. Takie wnioski płynęły z badań dr Elisabeth Duursmy z Uniwersytetu w Wollongong.  Panowie – książki w dłoń!

Czytać należy nie tylko dzieciom, które same jeszcze nie potrafią. Irena Koźmińska sugeruje, że warto czytać również dzieciom, które same już czytają, ale jeszcze z małą wprawą. To bardzo stymulujące, gdy rodzic czyta, a dziecko śledzi tekst.

Czując już nadchodzącą końcówkę roku i oddech nowego na plecach, zdobyłam się na te małe rozważania o rodzinnym czytaniu. Może to będzie postanowienie noworoczne dla niektórych z Was? Szczególnie Panów? Chętnie podsunę zacną lekturę, zaglądajcie do mnie od czasu do czasu. Dobór lektur również jest ważny, aby wzrastać w kompetencjach i coraz lepiej poznawać, rozumieć i wiedzieć. Zakładajcie rodzinne domy czytania.

Editress


[1] Jerzy Pilch, Narty Ojca Świętego, Warszawa 2004, s. 6

[2] Cudowny jeleń : baśnie węgierskie / wybór, opracowanie i posłowie Márta Gedeon ; ilustracje Marianna Jagoda ; [przekład z języka węgierskiego Wojciech Obiała, Adam Snopek, Anna Maria Snopek, Jerzy Snopek]. Poznań : Media Rodzina, cop. 2016. – 467, [5] s. : il. kolor. ; 20 cm.

[3] Wychowanie przez czytanie / Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska. Warszawa : Świat Książki, 2010. – 320 s. ; 21 cm.

Moje czytanie. Dla równowagi. W świątecznym tonie…

Od kliku lat skrupulatnie notuję, jakie książki czytałam w danym roku. Dane te mają wartość statystyczną, ale także jakościową. Lubię pod koniec roku spojrzeć na swoje literackie wyprawy i ocenić, ile z nich było udanych, a które stanowiły bolesne rozczarowania. To co mnie w tym roku ujęło, znalazło się między innymi tu na blogu.

Są lata prawdziwie tłuste, są też chude. Jakie było moje czytanie w 2020 roku? Ilościowo solidne – chwalić się liczbami nie będę :), jakościowo, hmm… odczuwam sporo rozczarowań. Stało się już niemal tradycją, że książki najbardziej opiewane, promowane – znalazły się na mojej półce „nagi król”. Tytułów nie wymienię. Z roku na rok dostrzegam prymat marketingu nad faktyczną wartością literacką. A przede wszystkim NADMIAR. Tak, klęska urodzaju. Odnotowałam w tym roku informację, iż self-publishing ma się w Polsce naprawdę dobrze. Nie wiem, czy mnie to cieszy. Raczej nie. Nabijanie półek księgarskich i bibliotecznych książkami pozbawionymi redaktorskich poprawek, z podstawowymi błędami wołającymi o pomstę do nieba, wydane przez autorów własnym sumptem, to ślepa uliczka czytelnicza. Owe twory literackopodobne przysłaniają dobrą literaturę, wylewając się jak powódź. Przyłączają się do nich wspomniane towary literackie nachalnie promowane, w efekcie naprawdę dobra książka przepada.

Ciekawe, ilu autorów przypada na statystycznego czytelnika z raportu Biblioteki Narodowej? Autorów więcej niż czytających? Żart, oczywiście, ale? Pieśń przyszłości? Wkrada mi się w tę wizję wiersz Tomasza Różyckiego „Kryzys czytelnictwa polskiego” z tomiku „Litery” z 2016 roku:

Fot. Dom Książki/Editress

Litery / Tomasz Różycki. Kraków : Wydawnictwo a5, 2016. – 120, [3] s. ; 21 cm. (Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5 ; t. 92)

Tymczasem w auli spotkanie z Czytelnikiem,
na sali sami autorzy książek,
dla niektórych zabrakło miejsc siedzących.
Wreszcie wchodzi nieco spóźniony,
chwiejnym krokiem.
Łyknął sobie jednego dla kurażu w garderobie.
Brawa i flesze, transmisja na żywo.

Czytelnik wymienia dwa lub trzy wybrane tytuły,
streszcza fabuły.
Na sali jęk zachwytu, jęk zawodu.
Pisarze zadają pytania:
Jak pan to właściwie robi?
Jak pan znajduje moment?
Na kanapie? Przed snem?
W podróży? Papier czy czytniki?
Co pan lubi?

Chcę, żeby czytanie
było dla mnie świętem, odpowiada.
Niech to będzie celebracja.
Wybieram dzień i godzinę,
strój i drobne słabostki.
Czytać – uśmiecha się lekko – powinno się rzadko
i niechętnie.
Czy pan nie jest zmęczony? – pytają.
I co następne, czy zdradzi pan nam
swoje plany?

Tournée trwa drugi tydzień,
Czytelnik dyskretnie ociera pot z czoła.
Przed nim kolejka pisarzy po autograf,
każdy ze swoją książką.
Niektórzy są natrętni, a on
przecież jeden.
Tak wielu chciałoby być pośród wybranych.
Czy pan się nie boi? – pada ostatnie pytanie.
To trudne hobby, by nie rzec powołanie.
Niech ktoś sam spróbuje.
To zajęcie ma znamiona świętości.
Nie wiem, skąd to się wzięło.
Od początku coś czułem.
Śniły mi się litery.
Potem poznałem poetkę, nie wiem,
czy to poświęcenie.
Gdyby nie honoraria i setki fanek – żartuje – dawno bym to rzucił.

Czasem jest bardzo ciężko,
mam czarne myśli.
Dostaję listy z pogróżkami, ktoś zostawia mi
na drzwiach cytaty.
Dręczą mnie nałogi.
Jestem wrakiem człowieka.
Sny są fabularne.
Tak naprawdę żyję w koszmarze.
To żart – mówi i ściska plastikową butelkę
po wodzie mineralnej.
Kończmy już.
Bardzo tu duszno.
A jeszcze przed nim
wywiady do pism kolorowych.

Tak. Czytelnicy są na wagę złota. Trzeba o nich dbać. W świątecznym czasie wypełnionym życzeniami, snuję wizję, aby przyszły rok był wypełniony niesamowitymi książkami, opowieściami, które nas przenikną, oczarują, zostaną w nas głęboko. Mam przeczucie, że tak będzie…, nie musi być tych zachwytów dużo, ale niech będą solidne. Widząc niektóre zapowiedzi wydawnicze na 2021 rok, wiele sobie obiecuję.

Pozostając w świątecznej atmosferze, na końcówkę tego roku, na świąteczny czas, proponuję lekturę „na temat”. Książkę, która ma już swoje lata (choć ja dysponuję nowszym wydaniem), książkę opisywaną w katalogach bibliotecznych jako „opowiadania dla dzieci” – ja jednak twierdzę, że to znakomita propozycja również dla dorosłych. Teksty, które wzruszają, dotykają sedna, tak dziś rozmytego. W tym potężnym zagubieniu i rozedrganiu, jakie nam towarzyszy od kilku miesięcy (a może dłużej…), proponuję lekturę, która przynosi równowagę i sens – „Betlejem” Ernesta Brylla, w wydaniu z 2009 roku z wspaniałymi ilustracjami Magdaleny Bryll.

Betlejem / Ernest Bryll ; il. Magdalena Bryll. Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2009. Poznań. ISBN: 978-83-7506-438-4

Skromny objętościowo tomik prozy i poezji. Czułej, delikatnej, rozlewającej ciepło w sercu. Piękne spojrzenie na Boże Narodzenie okiem współczesnego człowieka, pokazujące to wielkie wydarzenie w niezwykłym odcieniu naszego tu i teraz. Mnie zawsze wzrusza i przynosi równowagę. Zbliża do sedna, wprowadza ponownie na właściwą ścieżkę. Ilustracje są w pełnej łączności z treścią. Cudownie ją dopełniają, dopowiadają, autentycznie ilustrują. I są kolejnym powodem do wzruszeń. Serdecznie Państwu polecam i życzę szczęśliwej drogi do Betlejem! Niczego ani nikogo nie zgubcie w tej wędrówce! Przede wszystkim sensu! Na zachętę jeden z wierszy…

Ernest Bryll, „Ktoś pukał”

Ktoś pukał do drzwi naszych,
Aleśmy nie słyszeli
Ledwo starczyło czasu
Opłatkiem się podzielić.

Ktoś odszedł z naszych domów…
Wędruje, puka dalej,
A my, dla nieznajomych,
Stawiamy biały talerz.

Takeśmy się spieszyli,
Kłócili i cieszyli,
Że wszystko pogubili
Z tej najważniejszej chwili.

Życzymy najlepszego,
Opłatek każdy kruszy
I nikt nie wie dlaczego
Samotność ma na duszy.

Ktoś pukał do drzwi naszych,
Aleśmy nie słyszeli.
Ledwo starczyło czasu
Opłatkiem się podzielić.