Miesięczne archiwum: październik 2020

Czas pogody i niepogody. Rozmowa z Barbarą Kosmowską przy okazji premiery powieści „Zachmurzenie umiarkowane”.

Zachmurzenie umiarkowane / Barbara Kosmowska ; ilustracje Marcin Minor. Łódź : Wydawnictwo Literatura 2020. – 224 strony. Literatura piętro wyżej.

I wreszcie jest! Długo oczekiwana przez czytelników – książka Barbary Kosmowskiej dla dorosłych. Wchodzimy w strefę „Zachmurzenia umiarkowanego” , ale bez obawy! Aby rozbudzić czytelnicze apetyty, zostawiam małe wprowadzenie w fabułę…

Życie zaczyna się po sześćdziesiątce w domku na ogródku działkowym? Cóż, koniec roku może zasiać w głowie różne pomysły na nowe rozdanie. Ale czy można zrezygnować z „małżeńskiego szczęścia”, bo groszek z marchewką serwowany był zbyt często? Sprawy niestety nie są tak proste. Zdrowa zielenina doprawiana przez lata goryczą wzajemnych pretensji, nie przejdzie dłużej przez gardło.  Najsłodszy sernik i czekoladowe muffinki nie zabiją cierpkości wspólnych lat z upiorną teściową na karku, brakiem zrozumienia i narastającą obojętnością. Karol już to wie. Jego żona niebawem się dowie, gdy przywita Nowy Rok samotnie na sofie. 

Na ślubnej fotografii nie ma już wyrazistości, jak w całym życiu Karola i Róży. Emerytowany weterynarz i redaktorka kiepskich romansów stają na rozdrożu wspólnego życia. Deszczowe chmury zasnuwają małżeńskie niebo. Niebo? Do raju zbyt daleko, aby się wahać. Męska decyzja, kobieca duma i kociołek gotowy! W tym wszystkim dorosłe córki, przyjaciółki jak barwne ptaki i ekstrawaganckie postacie, które scalają Karola i Różę na zawsze.

Nie wszystko w ich życiu należy spisać na straty. Umiarkowany bilans, jak zachmurzenie, jest do zaakceptowania. Czas pogody i niepogody to rzeczywistość każdego z nas.

Dom Książki: Barbara Kosmowska powraca po 6 latach z powieścią dla dojrzałych czytelników – „Zachmurzenie umiarkowane” ma właśnie premierę. Czym dla Pani jest ten „powrót” i nowa powieść dla dorosłych?

Barbara Kosmowska: … ogromnym stresem! Powracającą uparcie obawą, że mogę rozczarować Czytelnika. Że nie wykorzystałam tych sześciu lat na wymyślenie powieści, która spełniłaby oczekiwania większości odbiorców. Zwłaszcza, że sama nie byłam pewna, czy ta powieść jest wystarczająco dobra, choć była dla mnie ważna, gdy nad nią pracowałam. Gdyby nie recenzja mojej przyjaciółki, wybornie znającej się na literaturze i aprobata Wydawczyni ‒ pewnie nie byłoby dzisiaj naszej rozmowy, a książka wciąż dojrzewałaby w ciemnej szufladzie komputera 🙂

DK : Główni bohaterowie to dojrzałe małżeństwo, po 60-tce, stojące przed widmem rozwodu. I to nie zdrada jest powodem rozejścia się dróg wypróbowanego związku. Trudna decyzja, gorycz rozstania, ale i nowe plany na życie. Pokazuje Pani, że w dojrzałym życiu również jest miejsce na spełnianie marzeń, radykalne zmiany i nowe rozdania. A zatem – nadzieja mimo wszystko? Każda, nawet trudna sytuacja jest szansą – w każdym wieku i w każdej okoliczności?

B.K.: Większość małżeństw na jakimś etapie życia staje na progu, rozważając, jak go przekroczyć. Często, choć już wiadomo, że wyczerpały się małżeńskie baterie, brakuje nam odwagi, by rozpocząć nowe rozdanie. Nie wiemy, czy ktoś zechce nam towarzyszyć w tej najtrudniejszej grze o szczęście, którego samo wyobrażenie jest trudne. Boimy się rozpocząć wszystko od nowa, przekonani, że to niewiele zmieni. Łatwiej zażegnać kryzys, wrócić do dawnych schematów, bezpiecznych kątów, oswojonych praktyk codzienności. Łatwiej ‒ ale czy lepiej? Powieść nie jest zachętą do rozwodów i rozwiązków, jest jednak próbą odpowiedzi na pytanie, które codziennie zadają sobie setki ludzi: co tracimy, ale i co możemy zyskać w sytuacji niemal beznadziejnej, dającej jednak szansę poznania samego siebie, swych pragnień i potrzeb.   

DK: Czy intencją tej powieści jest ucieczka od stereotypu seniora, który najczęściej nam towarzyszy? Ciepłe kapcie, spokój i uparte utrzymywanie status quo. Żadnych porywów serca i szaleństw?

B. K.: Na pewno! I dziękuję za tę sugestię! Dopiero w wieku senioralnym zrozumiałam, jak bardzo w pewnych sferach współczesności wielbiącej młodość jesteśmy albo niewidzialni, albo postrzegani, zwłaszcza przez pokolenie córek i synów, jako „szlafrokowa” pomoc domowa, bo przecież „swoje już przeżyliśmy” i czas poświęcić się innym. To zdumiewające, jak łatwo ubrać dojrzałych ludzi w piżamy, zdejmując z nich marzenia o miłości, radości życia, kiedy się zmierzcha, ale przecież jeszcze wciąż świeci słońce….   

Fot. Z archiwum domowego Autorki

DK: Róża czy Karol? Która z postaci jest bliższa Pani sercu? Komu Pani najbardziej sekunduje?

B.K.: Początkowo stawiałam na Karola, choć zachował się, nie ukrywajmy, trochę podle. Lubiłam jednak jego wrażliwość i chłopięcy urok, którego jego żona nie dostrzegała. Ale w miarę pisania Róża stawała mi się coraz bliższa. Jakbym znajdowała z nią wspólną, kobiecą więź. Pewnie dlatego zapragnęłam, by zasłużyła na sympatię i podziw Czytelnika. Bo Róża jest uroczą egzemplifikacją tej optymistycznej wersji wydarzeń: wszystko jest możliwe, w każdym wieku i o każdej porze życia.

DK: Czy miała Pani pokusę, aby inaczej zakończyć powieść?

B.K.: Pewnie tak. Jestem w końcu tradycjonalistką 🙂 Ale każde inne zakończenie skazałoby powieść na metkę historii romansowej. Wolałam więc otworzyć bohaterom drzwi do ewentualnych wzlotów serc i porywów miłości, a zająć się problemem moim zdaniem ważniejszym ‒ relacją wspólnego życia z jej wszystkimi bolesnymi i przemilczanymi niedoskonałościami.     

DK: Konfrontuje Pani rodziców z ich dziećmi. Pokazuje swego rodzaju sztafetę pokoleń. Powtarzalność życiowych błędów, rozczarowań. Rodzice nie są idealni, spadają z piedestału. Zostają wątpliwości. Dzieci Róży i Karola przyglądają się rodzicom, znają ich charaktery wychowując się w cieniu ich związku i mają obawy, czy nie podzielą podobnego losu. Jakie daje im Pani szanse na udane relacje? W dzisiejszym świecie to chyba jedna z najtrudniejszych sztuk. Trwać w udanym związku. Karol i Róża to anty-przykład? Przestroga?

B.K.: Przestroga i nie. Z moich skromnych obserwacji wynika, że znacznie większy kłopot utrzymania związku mają ludzie młodzi. Popularny wśród nich szybki rozwód to jedyny pomysł, aby zapobiec wszelkim nieporozumieniom. Seniorzy, którzy zdążyli się polubić, potrafią świetnie funkcjonować w parach, nie oczekując od życia więcej. Bywają też współuzależnieni, nawet od kłótni czy awantur, pogodzeni z codziennym piekiełkiem, w którym się budzą i zasypiają. Tymczasem Karol i Róża mają szansę odnaleźć w życiu to, czego im brakowało. Takie szukanie ma swoją cenę, ale może być nagrodą, jeśli oboje odkryją, że stają przed szansą na lepsze, ciekawsze, własne życie.   

DK: „Zachmurzenie umiarkowane” to również powieść o przyjaźni. Szczególnej. Damsko-damskiej. Jawi się ona nad wyraz burzliwe i zaskakująco. Jak to jest z zaprzyjaźnionymi kobietami w obliczu kłopotów? Obraz w powieści nie jest jednoznaczny… gdzieniegdzie padają cienie…

B.K.: Bo kobieca przyjaźń bywa złożona jak same kobiety. Niejednoznaczna, frapująca, dominująca. Jej utrata bardziej boli niż małżeńskie nieporozumienia. Każda z nas doświadczyła utraty przyjaciółki, tej na śmierć i życie. I czy to było w szkole podstawowej, czy na Uniwersytecie III Wieku, rozpacz, gorycz i zawód bolą tak samo. Jest to jednak zbyt ważna relacja, aby nie uciekać od tego ryzyka. Poturbowane otrzepujemy się, gotowe znowu zaufać kolejnej, ważnej kobiecie, która przecież wybornie nas rozumie…

DK: Ciężar problemów rozprasza w powieści niebanalny humor i nietuzinkowe postacie – jak pan Fred 🙂 – z życia wzięty, czy całkowicie literacki?  Trzeba przyznać, że mocno walczy ze stereotypami 🙂

B.K: Ha, ha, ha… Tak! To mój ulubiony bohater, ale nie do końca papierowy. Powraca w kilku powieściach pod innym imieniem i z inną energią. Ale zawsze jest nietuzinkowym menelem, nieco kłopotliwym, na swój sposób szarmanckim, zawsze uroczym… Miałam szczęście sąsiadować z pierwowzorem Freda. Był moim sąsiadem i przyjacielem. Ilekroć wkracza do moich książek, wiem, że sekunduje mi z góry. I dopiero wtedy przypominam sobie, jak bardzo za nim tęsknię.   

Fot. Z archiwum domowego Autorki

DK: Róża pracuje jako redaktorka. Dowiadujemy się, że redaguje kiepskie powieści dla kobiet. Istotnie na rynku takowych nie brakuje. Jak się Pani zapatruje na tę nadprodukcję literacką, która często pochłania wartościowe tytuły? Ważne, aby cokolwiek czytać, czy jakość jednak ma znaczenie?

B.K.: Niezręcznie mi krytykować czyjąś twórczość, ale myślę, że jako czytelniczka, nie literaturoznawczyni, też mam prawo odnieść się do chłamu, którego rzeczywiście nie brakuje. Ubolewam nad tym, to oczywiste. Pocieszam się myślą, że może lektury grafomańskie staną się początkiem odważniejszych wypraw po bardziej ambitne książki, ale zawsze myślę o powieściach świetnie napisanych, ważnych, literacko ambitnych, które mogą zniknąć pod hałdami gniotów z piękną okładką. Niepowetowana strata. I dla czytelników, i dla skromnych pisarzy, dalekich od celebryckiej pychy i agresji.    

DK: Temat świeży i jeszcze nieoswojony, bo dotyka nas pierwszy raz. Życie w czasie pandemii – jak się Pani znajduje w tej sytuacji? Sprzyja tworzeniu, czy dekoncertuje?

B.K.: Mam nieszczęście być na „kwarantannie pandemicznej” o wiele dłużej niż inni. Przechorowałam pół roku, a wyjście ze szpitala zbiegło się z pierwszymi doniesieniami o wirusie. Pojawił się w najgorszym dla mnie momencie, gdyż nagle znalazłam się po stronie osób „wysokiego ryzyka”. Szczęśliwie mogę pracować w domu, co pozwala zapomnieć o licznych niebezpieczeństwach. Bardzo pomaga mi w tym trudnym czasie mój partner. Mimo to, wiele się zmieniło. Tęsknię za spotkaniami i ludźmi. I posmutniałam… Natomiast nagła niewola pozwoliła mi dokończyć historię Karola i Róży, napisać zabawną książkę dla dzieci, zanotować kilka nowych pomysłów. Mimo różnych ograniczeń próbuję cieszyć się życiem. Nieśpiesznie. To także dotyczy pisania. Żadnych „pandemicznych” ruchów. Żadnego ulegania obsesji twórczej. Książka musi dojrzeć nie tylko do moich oczekiwań. Także do oczekiwań czytających, a to wymaga skupienia i czasu.

D.K.: W imieniu czytelników, serdecznie dziękuję za nową powieść i za rozmowę, mam nadzieję, że niebawem spotkamy się wszyscy twarzą w twarz na spotkaniu autorskim. W zdrowiu i dobrym humorze. Tymczasem delektujmy się lekturą!

Editress