Z punktu widzenia ziemniaka / Filip Zawada ; czerwień Jakub Zasada. Kraków : Wydawnictwo Znak, 2024. s.383, [1] strona ; ilustracje ; 20 cm.
… Zależy od wielu spraw, zdarzeń, samopoczucia, a także formy bytu, jak się okazuje. Lub punktu siedzenia, jak głosi fizyka. W ogóle nie planuję wchodzić w jakieś głębokie dywagacje, nic z tych rzeczy. Na absolutnej końcówce wakacji i zbliżającego się końca lata nawet nie wypada wchodzić na poważne tony, tylko oddać się szaleństwu i niczym nieskrępowanej myśli.
Z pomocą przychodzi niezastąpiony Filip Zawada, który kilka lat temu zawładnął moją wyobraźnią i emocjami przy pomocy swoich książek: „Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna”, „Psy pociągowe”, „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, kolejność tytułów przypadkowa.
Było absolutnie oczywistym, że gdy zobaczyłam „Z punktu widzenia ziemniaka”, musiałam nabyć. I dobrze się stało, bo – jest życiowo, o życiu, przez życie i dla życia. Egzystencjonalnie i to okiem ziemniaka. Tak, to możliwe, szczególnie u Zawady. Liczy się słowo i obraz. Najlepsze połączenie. Bywa humor, bywa, że go nie ma i może zrobić się smutniej. Jak to w życiu. Wielbiciele Zawady znajdą tu Autora, jakiego dobrze znają. Przebija tu i przecieka wiele znanych wątków, przemyśleń, figur i postaci z wcześniejszych jego książek. I przede wszystkim rozbrajająca myśl.
Czytajcie, jak chcecie, z filtrami, które proponuje autor lub według własnego uznania. Można skorzystać z Junga i Tao, ale i bez tego dacie sobie z tymi lapidarnymi tekstami radę. W końcu „rozterki to też może być sposób na życie”, jako rzecze ziemniak. Wiele spostrzeżeń zasługuje na to, aby je zanotować. Ja, na przykład, już wiem, w jaki wprowadzić się stan, aby znać odpowiedź na wszystkie pytania na świecie. Jak widać, punkt widzenia ziemniaka może być bardzo praktyczny i przydatny. Czasem warto go przejąć.
Mimo że można przeczytać tę książkę podczas jednego wieczoru, nie polecam takiego rozwiązania. Warto sobie dawkować i przy tym pogłówkować, a czasem szeroko się uśmiechnąć.
Kończąc słowami Autora, życzę wszystkim spokojnego chaosu. Codziennie w nim przecież siedzimy. 🙂
Sezon wakacyjny w pełni. Doskonały czas na nadrabianie zaległości w przyjemnych okolicznościach przyrody. Trudno, aby dźwigać że sobą pokaźną biblioteczkę. Wygodniej zabrać solidny zestaw e-booków. I tak w tym roku na helskim piasku towarzyszą mi książki: “Korowód” Jakuba Małeckiego, specjalnie zostawiony na wakacje. Trochę z obawą, bo ostatnie książki Małeckiego nie zachwyciły mnie. Liczę, że wreszcie dostanę lekturę na poziomie “Rdzy”.
Spoza nurtu powieściowego “Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak, książka dostrzeżona i solidnie już nagrodzona. Czas wreszcie przeczytać 🙂
Dom Książki/Editress
I coś z czeskich klimatów, czyli nominowana do najważniejszej czeskiej nagrody literackiej Magnesia Litera w kategorii powieść dla dzieci i młodzieży “Blbá Vendula” Noemi Cupalovej. Przyznaję, że już okładka zrobiła na mnie spore wrażenie, a tekst wraz z ilustracjami dopełnił doskonałej całości. Pod dziecięcym gniewem może kryć się wiele dorosłego zła, które sączy się do młodej duszy i głowy, by tam zostać i prowadzić do wielu emocjonalnych szkód. Nie wiem, czy książka doczeka się polskiego tłumaczenia. Myślę, że byłoby warto przedstawić ją polskiemu czytelnikowi. Ma bowiem mocny i wyraźny przekaz.
Dom Książki/Editress
Książki, które wpadają w ręce latem mają szczególny status. I długo zostają w pamięci. A te czytane podczas wakacyjnego wypoczynku wyjątkowo długo towarzyszą. Wpadam tu dziś tylko na chwilę z szybkimi rekomendacjami i uciekam do czytania! Więcej będzie zapewne od września!
Witajcie na wakacjach, najlepiej w Chudegnatach, do których zaprasza Katarzyna Wasilkowska. Nie ignorujcie tego zaproszenia, bo to znakomicie spędzony czas, nawet komary są do zniesienia wśród humoru i w towarzystwie ciotki Krychny, która jest „dorosłym na opak”. Na czym to polega? Sprawdźcie sami, nie zamierzam psuć nikomu lektury, przekonuję jednak, że „Wakacje w Chudegnatach” to strzał w dziesiątkę! Rekomenduję na bardzo dobry początek właśnie raczkujących wakacji. Piękna chwila 🙂 najlepiej ją celebrować w pierwszorzędnym towarzystwie. Na zachętę dorzucam jeszcze moje poobijane papierówki o obłędnym zapachu. Absolutnie doskonałe połączenie!
Fot. Dom Książki/Editress Dziękuję Autorce za czerwcowe odwiedziny i te piękne, osobiste zaproszenie na wakacje 🙂
Zabrałam wszystkie lektury, które chciałam polecić do swojego ogrodu, w którym upalnie, ale i aromatycznie, wspomniane papierówki robią swoje, plus lawenda. Ogrodowa altana będzie letnią czytelnią, a może i jesienną? Tu się znakomicie czyta. Życzę wszystkim Państwu cudownych miejsc do czytania przez całe lato i polecam kilka tytułów, aby zabrać w te miejsca.
fot. Dom Książki/Editressfot. Dom Książki/Editress
Zacznijmy od tego, co możecie poczytać przy stoliku, czyli „Przy stoliku w Czytelniku” Jarosława Molendy. Czar kawiarni literackiej, w której można było spotkać wielkie osobowości. Tęskno się robi na tę myśl. Książka pięknie wydana, bogata w fotografie, okładki, plakaty, oddaje ówczesny klimat. Samo jej przeglądanie sprawia przyjemność, a lektura pochłania bez reszty! Z myślą, że takich miejsc już nie ma, polecam zajrzeć do “Czytelnika” i przenieść się pomiędzy stoliki pasjonujących rozmów i wyjątkowej atmosfery: We wspomnieniach Marka Nowakowskiego lokal w Czytelniku “stanowił salon literacki ówczesnej Warszawy”. Poznawałem kolejnych wybitnych pisarzy, cierpiąc tortury onieśmielenia, niepewności. Czułem się jak człowiek z zabitej deskami prowincji. Ściskałem prawicę Tadeusza Konwickiego, Adolfa Rudnickiego, Kazimierza i Mariana Brandysów, Bohdana Czeczki.
Zapraszam zatem na ten literacki salon….
fot. Dom Książki/Editress
Nastrojona literacko, sięgam po tytuły z ulubionej serii. Książki o książkach. O jednej z nich pisałam już wcześniej. „Portable magic”Emmy Smith doczekała się tłumaczenia i mamy polską wersję. (Można zrobić plebiscyt, która okładka lepsza :)). Obie wersje trafiły do mnie w prezentowym trybie urodzinowym i z wdzięcznością kolejny raz polecam. Opowieści o książkowej fascynacji, ekscentryczności, a nawet szaleństwie pokazuje wyjątkową siłę tego papierowego przedmiotu, którego mocy poddało się wielu śmiertelników 🙂 Podobnie “Bibliofollia czyli szaleństwo czytania” Alberto Castoldiego. Książka erudycyjna, wciągająca w książkowe szaleństwo wielkich autorów jak Flaubert, Eco, Calvino, Borges, Canetti, Balzac czy Musil. Szaleństwo i magia, skupiona wokół książek to chyba najwłaściwsze połączenie. Każdy książkowy maniak to wie 🙂
fot. Dom Książki/Editressfot. Dom Książki/Editressfot. Dom Książki/Editress
Czas uciec w powieść. Może na Sycylię? To chyba dobra destynacja na lato. “Ucieczka Anny” to fabuła wspomnieniowa, nostalgiczna, wzruszająca od pierwszych zdań. Przyznaję, że sięgam po tę powieść, bo jak zawsze musi się pojawić wśród lektur powieść z serii z Żurawiem i okładką Małgorzaty Flis. Wybór okazał się przedni. Zaskakujące, że książka jest debiutem literackim. Mattia Corrente pisze o życiowych wyborach, które zawsze mają swoje konsekwencje, które nigdy nie “funkcjonują” w oderwaniu od innych. Wplątują bliskich w tę sieć decyzji, którzy często mogą nie rozumieć, w czym biorą udział i dlaczego tak. Dlaczego Anna ucieka po wielu latach małżeństwa? Jej mąż, Severin poszuka tej odpowiedzi, w mieszaninie uczuć, zdarzeń, scen. Tekst pociąga od pierwszych zdań, zasiewa emocje i skłania do natychmiastowego przyłączenia się i towarzyszenia bohaterowi.
A teraz może coś dla schłodzenia? Czeska pisarka Petra Soukpová potrafi zmrozić i nie owijać w bawełnę. Powieść “Pod śniegiem”, to kolejna “rozbiórka” rodziny na części pierwsze. Wspólna droga trzech sióstr do rodzinnego domu to świetna okazja do wybuchu emocji. Specjalistka od krojenia rodziny – jak piszą o autorce, kroi przy pomocy kilku bohaterów rodzinne relacje. Każdy ma swój kawałek. “Pod śniegiem” to już nie nowość wydawnicza, z mojej strony kolejne nadrabianie zaległości. Czytam książki Soukpovej trochę z przekorą, czasem niezgodą na to, co pisze, z poczuciem, że czasem przesadza, jednak lubię się przyglądać jej obrazom, wchodzić w proste, swojskie dialogi wciągające w te rodzinne relacje, które pozostawiają wiele do życzenia. Ma się o czym myśleć 🙂
fot. Dom Książki/Editressfot. Dom Książki/Editress
Dobrze. Posiedzieliśmy, poczytaliśmy, czas ruszyć z miejsca, ale dobrze wyposażeni. W zeszłym roku polecałam książkę Michała Rożka “Nietypowy przewodnik po Krakowie“, który mnie zauroczył, w tym roku daję się zauroczyć przewodnikiem Rożka “Święte miejsca Krakowa”. Autor opisuje najsłynniejsze świątynie i miejsca kultu, ale także te zapomniane. Kraków nazywany drugim Rzymem niezmiennie zachwyca i pociąga – architektura, sztuka, tradycja. Zamierzam się w taki Kraków zanurzyć i polecam Państwu.
I trochę prywatnie. Dla siebie zostawiam książkowy powrót do Pragi, (w tym roku raczej tam nie zawitam), ale ulubiona Malá Strana zostanie ze mną. W drążeniu meandrów językowych nie należy ustawać – także latem. A zatem Jan Neruda i jego “Povídki malostranské” przywołają miłe wspomnienia i będą podnosić level językowy 🙂
Udanych wakacji, urlopów, w dobrym książkowym towarzystwie!
Wyjątkowo nie rozpocznę tego roku od recenzji. Mam wrażenie, że jestem mocno przejedzona książkowo i czuję lekki bezwład. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam piętrzące się tomy, które nabyłam jeszcze w minionym roku, a które nadal stoją w kolejce „do przeczytania”. Tymczasem co chwilę wpycha się jakiś nowy nabytek, no bo jak nie kupić, jak nęci. Nie chcę nawet wspominać o e-bookach, które tworzą elektroniczną kolejkę na czytniku. I tam również co chwilę wpada nowy epub, który się rozpycha i czeka. Kolejka rośnie, bo regularnie wciska się „pan, co tu nie stał”.
Tak, klęska urodzaju, a przecież jeszcze tyle nowości w tym roku się pojawi. No właśnie. Nadmiar, łapczywość, a może i obsesja. A przecież nie ma co się oszukiwać, wśród zeszłorocznych lektur, jak i wśród tych, które objawią się w tym roku, było i będzie wiele słabych tytułów, a co za tym idzie, zrodzi się poczucie straconego czasu. W tym nadmiarze natomiast, może umknąć coś istotnie wartościowego.
Przeglądając książkowe portale, rzuciło mi się w oko pytanie, jaka jest najlepsza książka, jaką przeczytałam w styczniu? Szukam w głowie, mam – „Rumowiska” Wita Szostaka – zaległość zeszłoroczna, która dość długo się przeleżała. Takich książek z odleżynami mam już całkiem sporo. Czas się zatem zastanowić i zmienić coś w strategii nabywania nowych tytułów. I to jest mój plan na ten rok. Sensowny umiar (oby się udało!). Żadnej marketingowej presji. Zdroworozsądkowe podejście do tematu – czy dam radę to przeczytać i co z kolejką, która czeka?
Fot. Dom Książki/EditressFot. Dom Książki/Editress
A co między innymi jest w tym ogonku? Leo Lipski „Proza wybrana”, Vladímir Binar „Pianka od Chińczyka”, „Środkowoeuropejczyk – gatunek na wymarciu?” Magdaleny Brodackiej-Dwojak, „Pusta mapa” Aleny Morštajnovej, z serii Małe monografie – biografia Wojciecha Kilara (swoją drogą seria PWM-u, która zawiera popularnonaukowe biografie kompozytorów polskich i zagranicznych zasługuje, aby się jej bliżej przyjrzeć).
Dobrze, na początek wystarczy taka wyliczanka. Jest tego znacznie więcej. Za wyliczanie e-booków nawet się nie zabieram. Niestety prawdą jest, że w kalendarzu na ten rok już wynotowałam kilka tytułów, które planuję kupić. Trzeba będzie jednak dokonać pewnej weryfikacji i urealnienia 🙂 .
Oprócz wspomnianej powieści „Rumowiska” Wita Szostaka (naprawdę bardzo dobra), kolejkę udało się opuścić „Dziurom w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” Łukasza Drozdy (porażający obraz polskiego budownictwa mieszkaniowego),opowiadaniom „W cieniu Brooklynu i inne opowiadania” Stanisława Dygata (znakomite!) i powieści „Którędy szedł anioł” jak zawsze przejmującego Jana Balabána.
Fot. Dom Książki/EditressFot. Dom Książki/Editress
Ale udało mi się również dokonać pewnego skoku do przodu i mam już wśród lektur przeczytanych powieść Petry Soukupovej – bardzo lubianej w Czechach, ale w Polsce także, która jest zapowiedzią wydawnictwa Afera na ten rok. A ja już mogę wam z czystym sumieniem polecić „Nikdo není sám”. Książka, która boleśnie dotyka problemów współczesnej rodziny. Momentami miałam wrażenie, że czytam Houellbecqa w znacznie lżejszej wersji, ale jednak…
Fot. Dom Książki/Editress
Skoro się już zdobyłam na wyznania i zwierzenia, przyznam, że ciągnie mnie ku rzeczom starym i sprawdzonym. I dlatego, już od lutego, zaczynam ponowną lekturę „Nowego wspaniałego świata” Aldousa Huxleya. Wydaje się na czasie :). Do nadprodukcji książkowej podejdę z rozwagą i umiarem. Czego i Państwu życzę. Tymczasem wszystkie wymienione w tym tekście tytuły, “oznaczone” jako “przeczytane”, rekomenduję!
Opowieść wigilijna / Charles Dickens ; ilustracje Robert Ingpen ; przełożyła Magdalena Iwińska. Warszawa : Buchmann – Grupa Wydawnicza Foksal, cop. 2013. 191, [1] s. : il. kolor. ; 25 cm.
Kolęda ; Świerszcz za kominem / Karol Dickens ; tłumaczyła Krystyna Tarnowska. Warszawa : “Książka i Wiedza”, 1968. 136 stron; 15 cm.
Fot. Dom Książki/Editress
Książka, która doczekała się potężnej liczby wydań, a także wielokrotnie była adaptowana filmowo. Z ciekawości przejrzałam katalogi biblioteczne i byłam zdumiona, w jak wielu wydawniczych wersjach można zaleźć ten tytuł. Właśnie – tytuł, najczęściej wymieniany jako „Opowieść wigilijna”, ale w starszych wydaniach często funkcjonuje jako „Kolęda prozą”, co jest zdecydowanie bliższe oryginałowi – „A Christmas Carol”. Charles Dickens stworzył nieśmiertelną opowieść i oby tak zostało. Odwiedzając przedświątecznie lokalne księgarnie, z przyjemnością odkrywałam w ich ofercie kolejne, nowe wydania „Opowieści wigilijnej” lub właśnie „Kolędy prozą”.
Przyznaję, że uwielbiam „Opowieść wigilijną” i z wielką przyjemnością sięgnęłam w okresie świątecznym po tę baśniową historię, która powstała z powodów zupełnie niebaśniowych. Charles Dickens, który już jako dziecko zetknął się z biedą, wyzyskiem, ciężkimi warunkami pracy w fabryce czernidła, przeniósł na karty swoich opowieści tę całą nędzę ludzką, szczególnie upominając się o sprawy dzieci. Tak też zrodziła się „Opowieść wigilijna”, w związku z rządowym raportem w sprawie wykorzystywania dzieci do pracy w kopalniach i fabrykach. Dickens postanowił zabrać głos, a w zasadzie uderzyć „obosiecznym młotem – w imieniu dzieci biedaków”.
Powieść ukazała się w 1843 roku i zrobiła furorę, co zachęciło autora do napisania jeszcze kilku innych opowiadań bożonarodzeniowych – „Świerszcz w kominie”, „Dzwony”, „Choinka” i wiele innych. Dla wiktoriańskiej rodziny były prawdziwą rozrywką przy domowym kominku, przy którym skupiało się rodzinne życie.
pixabay.compixabay.com
Dickens był bowiem znakomitym kronikarzem życia w wiktoriańskiej Anglii. W „Opowieści wigilijnej” znajdziemy całą obyczajowość tamtych czasów. Jak świętowano wśród bogatych i biednych. Co było dla nich wspólne, w czym objawiały się największe dysproporcje. Oczywiście jednak nie w tym tkwi moc tej historii, lecz w jej przesłaniu przepięknie i nietuzinkowo podanym.
Z niezmiennym dreszczem emocji towarzyszę Ebenezerowi Scrooge’owi w jego duchowych podróżach w przeszłe, teraźniejsze i przyszłe Boże Narodzenie, które cudownie go odmieniają. I mimo że znam tę fabułę, za każdym razem przeżywam tę opowieść jak podczas pierwszej lektury. Daję się oczarować Dickensowi, pozwalając sobie na nowe odkrycia, bo zawsze znajdzie się jakiś przeoczony wcześniej detal, scenka, słowa, które zyskują nową moc. Wraz z upływem lat, zwraca się uwagę na zupełnie inne rzeczy…
Duch Marleya. Rysunek Johna Leecha http://historical.ha.com/common/view_item.php?Sale_No=683&Lot_No=57424&type=&ic=, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4586143
Dickens pokazuje również, że prawda o człowieku jest bardzo złożona i często nieuchwytna, gdy się nie wejdzie głębiej w jego biografię, historię, los. Bo i my, czytelnicy zmieniamy się wraz z głównym bohaterem, widząc go także w innym świetle. Nie wszystko okazuje się przecież tak oczywiste i prawdziwe jak na początku. Topniejemy jak złość i podłość Scrooge’a.
„Opowieść wigilijna” przynosi ten szczególny rodzaj ulgi, gdy przedstawiana nam historia przynosi oczyszczenie, naprawę i duchową odmianę bohatera. Daje nadzieję i pomaga rozliczyć się nam – czytelnikom – z sobą i naszym otoczeniem. Wlewa w serce coś ciepłego i nieuchwytnego, o co trzeba bardzo dbać, aby nie zgasło zbyt szybko. Oby dało się to donieść do następnego Bożego Narodzenia, które, jak pokazuje Dickens, jest czasem absolutnie niezwykłym, budującym i odmieniającym.
Powracając jeszcze do poszczególnych wydań „Opowieści wigilijnej”, należy zwrócić również uwagę na edycje ilustrowane. Pierwszym ilustratorem był John Leech, angielski ilustrator i karykaturzysta. Uważam, że znakomicie przysłużyły się fabule. Wśród wydań, które mam w swoich zbiorach, najbardziej lubię te z ilustracjami Roberta Ingpena, któremu doskonale udało się wydobyć emocje i nadprzyrodzoność tej opowieści.
John Leech https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4581698Fot. Dom Książki/Editrees Wydanie z ilustracjami Roberta Ingpena
O tym, że „Opowieść wigilijna” ciągle żyje, przekonały mnie także wpisy w mediach społecznościowych, w których czytelnicy pokazali swoje kolekcjonerskie wydania tej powieści i to dzięki nim w zasadzie poczułam, że powinnam skreślić tych kilka słów, chyląc czoła przed Dickensem, jego talentowi i wrażliwości.
pixabay.compixabay.com
Ps. Ponieważ powieść jest już w wolnej domenie, można w formie elektronicznej lub w formie audiobooka pobrać ją ze strony https://wolnelektury.pl/
Chyba nikomu nie umknęło, że nadeszło wreszcie lato, dla wybrańców wakacje :), a dla „mniej wybranych” wizja urlopu. Może mi się zdaje, ale to chyba całkiem dobry czas dla książek. Papierowych, elektronicznych, audiobooków – forma nieważna. Można nadrabiać zaległości. Kiedyś to był również dobry czas dla przewodników turystycznych, szczególnie gdy ktoś samodzielnie planował wyjazdy. Podróżowanie z papierowym przewodnikiem może nie jest już dziś tak popularne. Tyle informacji jest w sieci. Czasem zdawkowe wskazówki wystarczają. Szkoda. We wszystkich przewodnikach, które mam na półkach są ślady każdej podróży – bilety, ulotki… Archiwizacja wspomnień.
Po lekturze tekstu Josefa Kroutvora w “Toposie (1-2 2023)” – O kawiarniach Pragi, mam w sobie jeszcze więcej pewności, że warto jednak zadać sobie trochę trudu. Wyszperać, wyszukać, odnaleźć w źródłach, po które rzadko się sięga. Wyjść nawet poza klasyczny przewodnik. Ten nostalgiczny esej o praskich kawiarniach, których już nie ma, zasiał we mnie myśl, żeby spróbować inaczej – patrzeć, zwiedzać, odkrywać. Może właśnie pójść trasą tego, czego już nie ma? A może śladami kogoś, kto rozpływa się już tylko w historii (w tym samym numerze “Toposu” Przemysław Dakowicz opisuje Pragę jako “miejsce postojów” Mozarta – może warto je zobaczyć)?
Albo odkryć miejsca pozornie dobrze znane w innym świetle. Dać sobie opowiedzieć miasto, zabytki z nowej perspektywy, nie “jak zwykle”? Tak, jak robi to Michał Rożek w “Nietypowym przewodniku po Krakowie”. Postawmy na nietypowość wrażeń, starannie dobierając książki, czasopisma i delektując się swoim wyborem.
Fot. Dom Książki/Editress
Bo latem czyta się inaczej. Lektura inaczej smakuje i inaczej odkłada się w pamięci. Chyba życzliwiej patrzę na “wakacyjne” fabuły, rzadko trafiam na kiepskie historie, a może jest to właśnie kwestia dobrego przygotowania czytelniczego prowiantu? Tak, na pewno warto dobrze się przygotować. Dobra powieść to podstawa. Musi być wśród urlopowych lektur. Tomasz Różycki i jego “Złodzieje żarówek” to znakomita kompania. Porzućcie nadzieję, wy, którzy wychodzicie na blokowy korytarz… w czasie późnej komuny. Cóż, dziś to podróż w czasie, ale jaka! Tomasz Różycki ma na to swój pomysł i doskonale go realizuje. Jest “straszno”, wesoło i nawet sentymentalnie. Bardzo chciałabym skreślić zdecydowanie więcej słów o tej powieści z kilku powodów. W tym prywatnych. Mam nadzieje, że w czasie urlopu się uda – urlopu, którego zmitologizowany czas, ma cechy gumy 🙂
Drugi skok w czasie polecam zrobić z Wacławem Holewińskim i jego powieścią “Cieniem będąc, cieniem zostałem”. Ta powieść również wymaga dłuższego tekstu. A w zasadzie jej bohater, Karol Jaroszyński i epoka, w której żył. Holewiński wydobywa z kart historii fenomenalną osobowość, Polaka, który odniósł oszałamiający sukces w czasach, które zadawać by się mogło, nic nie mają do zaoferowania. Zabory, I wojna światowa. “Karol Jaroszyński – postać, która fascynowała mnie od kilku lat. Najbogatszy Polak w historii. Ktoś przeliczył jego majątek i porównał z majątkiem obecnie najbogatszego. Ten ostatni ma ledwie dwadzieścia procent tego, co miał Jaroszyński. Wydaje się, że wszędzie na świecie, choćby tylko z racji bogactwa, byłoby o takim człowieku głośno. W Polsce prawie nikt go nie zna. Zapomniano? Dlaczego?” – pisze w posłowiu Holewiński. Cieszę się, że autor zadał sobie trud prześwietlenia życiorysu Jaroszyńskiego, aby przedstawić losy tej postaci w beletrystycznej formie. Pasjonująca opowieść. Świadomość, że czytamy o losach człowieka z krwi i kości, jeszcze bardziej dodaje rumieńców lekturze. Pierwszorzędnie odmalowany jest również historyczny sztafaż, który jest jednak czymś więcej, niż tylko tłem.
Fot. Dom Książki/Editress
I kolejny skok, żeby rozgrzać “little gray cells”, jak mawiał Hercules Poirot, którego śledztwa w nowych szatach okładkowych odświeża Wydawnictwo Dolnośląskie. W małych szarych komórkach mózgu spoczywa rozwiązanie każdej tajemnicy – mówi niezwykły Belg, który już na zawsze będzie dla mnie miał twarz Davida Sucheta. Cytaty z Poirota, zebrane z okazji 125. rocznicy urodzin Agathy Christie doskonale wygimnastykują mózg i wprawią w dobry nastrój. A to się przyda, aby zasiąść do kolejnej lektury. Debiut powieściowy Juliusza Machulskiego “Wisząca małpa”. Książka, która ma wszystko – detektywistyczne zawiłości, wątek szpiegowski, znakomicie naszkicowane historyczne tło (Polska, rok 1961), detale epoki, niezapomniane postacie, doskonałe dialogi i humor! Cały Juliusz Machulski. Nie zaskakuje, że spod pióra świetnego filmowca wychodzi pierwszorzędna fabuła. A okładka zaprojektowana przez córkę autora świetnie się wkomponowuje w lato z kryminałem.
Fot. Dom Książki/Editress
Bo chciałam dodać, że okładki mają znaczenie. “Samotny dom” zostawiłam sobie na wakacje właśnie z powodu okładki 🙂
Fot. Dom Książki/Editress
A i z lektur młodzieżowych również odłożyłam coś extra! Tym razem nie okładki decydują, choć też są zachęcające 🙂
Fot. Dom Książki/Editress
At last but not least! Czyli poza beletrystyką. Tak, tu również zapewniłam sobie dobry tytuł. “Trzy tłumaczki” Krzysztofa Umińskiego, książka nominowana do Górnośląskiej Nagrody Literackiej “Juliusz”. To trzy życiorysy kobiet, które “sprowadziły” do Polski klasykę francuską i anglosaską (Tolkien, Camus, Austen, Faulkner) – Joanna Guze, Maria Skibniewska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Niezmiennie fascynując się procesem przekładu, przeczytam z przyjemnością. Tym razem w e-booku.
Fot. Dom Książki/Editress
Zatem, prowiant czytelniczy na wakacje jest. Życzę Państwu, aby lato było kapryśne tylko w lektury, kapryśne w pozytywnym sensie – nietypowe, zaskakujące, poszerzające horyzonty, urozmaicone. Ja postaram się, aby takie było. Wszystko skrupulatnie zapiszę w letnim notesiku. Potem może się nawet z Wami tym podzielę…
Czas zatrzymać się i powspominać „lekturowo”. Wertując listę przeczytanych książek, przesuwając placem po każdej pozycji, próbuję odzyskać, odświeżyć wrażenia. Bardzo mieszane. Zdarzyły się małe odkrycia i zachwyty, ale jednak czegoś brak. Jakiejś opowieści, która dobrze domknęłaby rok. „Literackie przejedzenie”? Wygórowane oczekiwania? Nie wiem. Jak czytam, u naszych czeskich sąsiadów krytyka również czeka na coś wielkiego, może na nowego Čapka… Jak jest u nas? Czy na coś czekamy? Na kogoś? Tak, ja czekam na opowieść. Bez fajerwerków, wydumanych eksperymentów, przekombinowanych postaci, fabuły napchanej topowymi, ale kompletnie nierozpoznanymi problemami, mało prawdziwymi, na siłę wtłaczanymi w fabułę, które mają popchnąć tekst marketingowo i nabić czytelnika w butelkę. Dlatego chyba z takim głodem opowieści usiadłam do „Lalki”. Potrzebne mi były te powroty. I to zdecydowanie najlepsze momenty czytelnicze mijającego roku. Opowieść pełna treści. Czy nam Polakom jest potrzebny nowy Prus? Z nowym rokiem życzyłabym sobie…
Fot. Dom Książki/Editress
Nie chcę brzmieć malkontencko. Jedynie z oczekiwaniami. Spoglądam w mój notatnik ze szkicami tekstów, a potem patrzę na stosy książek, które piętrzą się na biurku i wokół. Pracy i pomysłów nie zabraknie. Nowy rok przyniesie pewnie mnóstwo nowych tytułów, przez które trzeba będzie się przedzierać z nadzieją, że znajdzie się tę wyjątkową książkę. I na pewno coś się objawi.
W tym roku czekałam na „Unicestwianie” Michela Houellebecqa i z satysfakcją doczekałam się. Zagłębiałam się w literaturę estońską i z wielkim zainteresowaniem przeczytałam – rzecz już nienową – „Ojcu” Jaana Kaplinskiego czy “Listopadowe porzeczki”Andrusa Kivirähka, które były prawdziwym szaleństwem czytelniczym! Moje serce podbiła również literatura bułgarska – „Ballada o lutniku” Wiktora Paskowa, czy „Schron przeciwczasowy” Grigorija Gospodinowa, którego wcześniej odkryłam przy lekturze „Fizyki smutku”.
Fot. Dom Książki/Editress
Było też rozrywkowo i na poziomie. Poirot rozruszał po wakacjach moje little gray cells. Agatha Christie i jej słynny detektyw w serii Wydawnictwa Dolnośląskiego nadal dostarczają prawdziwej przyjemności czytelniczej, szczególnie gdy z tyłu głowy wizualizuje się David Suchet, jako jedynie słuszny Hercules Poirot.
Fot. Dom Książki/Editress
Czytanie seriami również się sprawdziło – Lustrzanna, seria Z kolibrem…. – niezawodne i pewne. „Dziewczyna z konbini” Sayakaty Muraty, to prawdziwa perełka serii z Żurawiem. Klucz czytania seriami nadal serdecznie polecam!
Sporo z czytanych przeze mnie tytułów miało formę e-booka, ale i audiobooki zagościły w tym roku. „Przedpiekle sławy. Rzecz o Chopinie” Piotra Witta, przeplatane utworami kompozytora, było ucztą dla ucha na wielu poziomach. Podobne jak „Kroniki paryskie” również Piotra Witta. Obiecuję sobie, że w przyszłym roku częściej sięgnę po audiobooki. Jedno z postanowień 🙂
Fot. Dom Książki/Editress
A tymczasem rok 2022 był również czasem sentymentów. Dużą przyjemność sprawił mi reportaż „Od Katowic idzie słońce” Anny Malinowskiej. Mogłam powrócić do dawanych miejsc i dowiedzieć się o nich wielu znaczących szczegółów. W ramach nadrabianych zaległości sięgnęłam wreszcie po „Anomalię” Hervégo Le Tellier. Jak pisze w posłowiu Marek Bieńczyk, powieść-zabawa w pastisz oulipiańskiej poetyki. Znakomita!
Nie śledziłam w tym roku zbyt intensywnie nagród literackich, tropiłam sama, raz pociągnięta niespodziewaną lekturą. Choć bywało, że dobrze zapowiadająca się książka rozczarowała tak mocno, że trudno było dobrnąć do ostatnich stron. Zdecydowanie mniej zawodu dotknęło mnie w literaturze dla dzieci i młodzieży. Tu nasi autorzy mocno trzymają fason. Żeby i tu dobrze zamknąć rok, lektura „Pięciu choinek, w tym jednej kradzionej” Barbary Kosmowskiej jest absolutną koniecznością. Autorka – klasyk nigdy nie zawodzi. Dla tych, który lubią, gdy język traktuje się z szacunkiem i świadomością jego możliwości – pisarka pierwszorzędna – od lat. Nie tylko dla dzieci – przecież! Te pięć choinek i bez tej kradzionej, otulają jak ciepły kocyk.
„Nowy rok bieży…”, nie spodziewam się nudy, wiem, że kilka bardzo interesujących książek ukaże się w 2023 roku, przy niektórych miałam przyjemność maczać palce, jako redaktor na służbie 🙂 . Czekam na niespodzianki i na tę wyjątkową fabułę, licząc, że nie jestem w oczekiwaniach sama. Piętrzą się również książki “czeskie”, jako nowe wyzwanie zawodowe. “Czechy. To nevymyslíš” Aleksandra Kaczorowskiego – napoczęte, przechodzą na 2023 rok 🙂
Fot. Dom Książki/Editress
W ostatnich miesiącach tego roku zdarzyło mi się snuć rozmowy o polskim nieczytaniu. O nieczytających studentach na studiach filologicznych, o tym, jak to czytanie rozruszać. Niezmiennie twierdzę, że miłość do książek wynosi się z domu. Czasem jest zwyczajnie za późno. Chyba że zagramy nowymi argumentami – z pomocą przyszedł dr Tomasz Rożek – który w najnowszym podkaście mówi: „gdyby ludzie wiedzieli, jak bardzo czytanie książek zmienia nasze mózgi, zmienia w jak najlepszym tego słowa znaczeniu, statystycznego Polaka nie dałoby się oderwać od książek” https://youtu.be/gTUmod-Kkx0
Przekonamy się? Wszystkie wymienione w tym tekście tytuły serdecznie i z pełną odpowiedzialnością polecam, niektóre mają swoje recenzje na blogu. Można od nich zacząć. I tak poza tym – dobrych książek w nowym roku!
Kochane dzieci małe i duże – czasem całkiem dorosłe 🙂 Życzę Wam choć jednej książki, która pomoże Wam żyć! Jeśli jeszcze nie znaleźliście – szukajcie!!!
Każdy coś tam pewnie ma na pechowe puste dni Jakieś hobby, płytę, psa, stary list Każdy chowa na ten czas, coś co mu pozwoli żyć…..
(fragment tekstu Andrzeja Mogielnickiego “Pięć minut łez” – piosenka w wykonaniu Haliny Żytkowiak)
Jeśli majówka ma być udana, należy koniecznie znaleźć dobrą lekturę. Na czytanie każda chwila jest dobra – a maj wprost doskonały – “gdy wszystko kwitnie i eksploduje w nas” (jak śpiewa zespół T.LOVE :), w piosence może niezbyt optymistycznej, ale pełnej wolności 🙂 ).
A miejsce? Również każde jest dobre, ale tym razem polecam na trawie 😉 Co warto zabrać na majowe czytanie?
Moje typy w kilku zdaniach, dla rozsmakowania:
“Spacerujący z książkami”/Carsten Henn wyd. Marginesy
Dla wszystkich, którzy kochają książki o książkach. Dla tych, którzy kochają księgarnie, starannie opakowane książki dla klienta – na wynos…. Cudowna książkowa atmosfera, nietuzinkowe postacie. Książki, które łączą i zmieniają życie, jeśli tylko trafią we właściwe ręce. To, co czytamy, wiele mówi o nas samych, choć czasem może się okazać, że są obok nas książki, które mogłyby lepiej pokierować naszym życiem, ale o tym nie wiemy. Życie pełne jest nieoczywistości. Może się też zdarzyć księgarz, który książek nie lubi – koszmar! Główny bohater, jednak, jest kwintesencją księgarza i zaprasza na wspaniały spacer z miłą przyjaciółką w żółtym płaszczyku. Będzie wzruszająco i mądrze.
Fot. Dom Książki/Editress
Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL/ Monika Milewska wyd. PIW
Wyjątkowa podróż w czasy PRL. Wielka praca autorki, która wieloaspektowo ujęła temat jedzenia i towarzyszącej mu ideologii, która zatruwała w zasadzie wszystko. Codzienność w słusznie minionym systemie przeraża i bawi, bo i humorystycznych wątków nie zabraknie – jakoś trzeba było radzić sobie z permanentnymi brakami. Kartki, spekulacja i mnóstwo innych zagadnień, które lewo mieszczą się w “ślepej kuchni”. Potężna monografia, którą czyta się z wypiekami. Znakomicie napisana, erudycyjna wyprawa w epokę (na szczęście!!), która staje się coraz odleglejsza, ale wciąż wymaga omówień.
Sekretne życie Grety O./ Cary Fagan wyd. Wydawnictwo Literackie
Od pierwszych zdań uderza wyjątkowy język, płynny, delikatny, precyzyjny wciągający bez reszty. Postacie, które szukają równowagi i możliwości odbudowania siebie po dramatycznych historiach, które rzutują na codzienne życie. Tajemnice, sekrety i piękne ręcznie robione pocztówki, które mają swoje przesłane, a znaleźć je można w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Książka dla młodzieży, ale dorosły również może sięgnąć – bez rozczarowań.
Piękna opowieść o tym, jak się buduje relacje. Jak delikatna to materia, tkana z niepewnych nici. Misterne i wymagające odpowiedniego podejścia rozmowy i gesty. Spotkanie z drugim człowiekiem jest zawsze kształtujące i wymagające – czasem rezygnacji z samego siebie. Zawsze jednak zyskuje się coś nowego. Delikatność i empatia, swego rodzaju prostota otacza bohaterów tej niesamowitej książki. Bywa pięknie i precyzyjnie jak w matematycznych wzorach. Patrzenie na świat przez liczby może być bardzo pomocne w odkrywaniu innych i tajemnic wszechświata. A przecież każdy z nas to inny wszechświat.
cykl Lustrzanna/Christelle Dabos wyd. Entliczek
Cztery tomy o niesamowitych światach i losach niezwykłych postaci. Cykl dla młodzieży i dorosłych. Doskonała reprezentacja steampunku w literaturze. Każdy, kto lubi parę, maszyny i świat pełen magii będzie miał prawdziwą ucztę. Książki pełne niesamowitości, miłości, nienawiści i podstępów. Działają niesamowicie na wyobraźnię. Trudno dziś w literaturze o oryginalność – tutaj znajdzie się jej sporo.
Sztuka noszenia masek / Hubert Fryc. Wydanie I. – Pruszków : JanKa, 2021. – 206, [6] stron ; 21 cm.
Czy wszystko jest zapisane na wielkim zwoju i realizujemy cały ten plan? Determinizm, fatalizm, czy samospełniające się proroctwo? Diderot wraz z Kubusiem Fatalistą pochylali się nade mną w trakcie lektury „Sztuki noszenia masek”, autorstwa Huberta Fryca. Powieść napisana z dużą sprawnością narracyjną, plastycznością, która skutecznie wizualizuje obrazy w głowie czytelnika.
Bohater z Miasta Chorych Dusz, z zapijaczonej rodziny, zanurzonej w depresji – może uwolnić się od tej kuli przytroczonej do nogi od dzieciństwa? Da się zaprzeczyć takiemu spadkowi? Można zetrzeć to naznaczenie? Czy Kainowe znamię wybite w sercu i kodzie genetycznym jest nieusuwalne?
Nie wiem, czy można przed takim spadkiem uciec, zamrozić go w sobie, nie korzystać z podłego rodzinnego „majątku”. Uciec w kompulsywne pisanie, twórczość – spowiedź, jak czyni to główny bohater?
A może bohater faktycznie wpadł w sidła samospełniającego się proroctwa? Czasem zjawiała się w trakcie lektury taka myśl. Pierwszoosobowy narrator zakłada maski, które wcale nie były mu pisane? A przede wszystkim jedną maskę, tę iście z greckiej tragedii.
Jest nad czym podyskutować, a zatem mamy do czynienia z dobrą prozą.
Editress
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Więcej informacji use of cookies