„Historia jest fascynująco odległa i zarazem całkiem bliska”. Rozmowa z Zuzanną Orlińską wokół najnowszej powieści „Król Myszy”.

Fot. Dom Książki/Editress

Król Myszy / Zuzanna Orlińska ; ilustracja na okładce Marcin Minor ; [mapa Mikołaj Kamler]. Łódź : Literatura, 2021. 391, [1] strona ; 22 cm. (Uczeń sztukmistrza T. 1) (A To Historia!)

Warszawa, początek XIX wieku. Ludwik XVIII, z Bożej łaski król Francji i Nawarry, przebywa kolejny rok na wygnaniu. Snuje plany ocalenia tronu i zachowania pamiątek monarchii. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż siatka intryg i zdrad robi się wokół niego coraz bardziej gęsta.

Tymczasem obok tętni życie. Marcin Zięba, syn szewca, codziennie staje do walki z losem o małe radości i dobrą przyszłość. Wspaniałe dokonania wielkich umysłów epoki inspirują do szukania nowych dróg. W korowodzie wyjątkowych postaci spotkamy artystę Ernesta Hoffmana, fizyka Antoniego Magiera i kolorowego ptaka Jordakiego Kuparenkę – wynalazcę, który zostawia nam ciekawy klucz do odczytania świata. Zapewniam, że fascynujących postaci w „Królu Myszy” czytelnik będzie miał pod dostatkiem!

Czy na scenie cyrkowej, czy teatralnej – przedstawienie trwa! Wielkie starcie wartości -„szkiełko i oko”, serce i emocje! A wszystko po to, aby teatr świata ciągle nas zachwycał!

„Król Myszy” to prawdziwa powieść-spektakl, w której wspaniale rozpisane role głęboko poruszają emocje. Jesteśmy marionetkami w wielkim teatrze świata! A może uda się zerwać obezwładniające sznurki?

Zapraszam do lektury „Króla Myszy” i rozmowy z Autorką, Zuzanną Orlińską, która zdradzi „odrobinę” – jak pisze się tak dobre powieści z historią w roli głównej!

Dom Książki: Zacznę od zachwytów nad „Królem Myszy”. Znakomita powieść, imponująca, z rozmachem. Bardzo erudycyjna. Myślę, że dla czytelnika poważnie smakującego w literaturze. Jakiego Pani widziała czytelnika przystępując do pisania?

Zuzanna Orlińska: Muszę przyznać, że rzadko wyobrażam sobie czytelnika, kiedy przystępuję do pisania, chyba, że szczegółowe określenie np. wieku odbiorcy, jest elementem zamówienia od wydawcy. Wydaje mi się, że trzymanie się sztywnych podziałów na gatunki czy kategorie wiekowe tylko szkodzi literaturze. Dobra książka pozostanie dobrą książką, mogą po nią sięgać zarówno dzieci jak dorośli. Gdybym miała określić, dla kogo piszę, powiedziałabym pewnie, że tworzę takie książki, jakie sama chciałabym przeczytać mając kilkanaście lat. Jako nastolatka bardzo lubiłam przygodowe książki historyczne. Podobało mi się, gdy autor umiejętnie wplatał wątki fikcyjne pomiędzy prawdziwe wydarzenia. Mimo woli przyswajałam też sporą dawkę wiedzy. Tu pora wyznać, że próbną maturę z historii o panowaniu Kazimierza Jagiellończyka napisałam opierając się niemal wyłącznie na tym, co zapamiętałam z „Historii żółtej ciżemki” Antoniny Domańskiej. I dostałam czwórkę z plusem!

D.K.: Myślę, że to doskonała zachęta dla przyszłych maturzystów, aby sięgali po powieści historyczne! A „Król Myszy” to między innymi fascynująca historia Ludwika XVIII zrośnięta z historią rozbiorowej Polski, która okazuje się doskonałym materiałem na powieść. Co sprawiło, że właśnie ten moment historii przyciągnął Pani uwagę? Kogo i dlaczego znajdziemy w tej powieści?

Z.O.: Wszystko zaczęło się od mojej poprzedniej książki, czyli rodzinnego spacerownika po cmentarzu Powązkowskim[1], który pisałam na stypendium miasta Warszawy. Przygotowując się do pisania o pochowanych tam osobach, zwróciłam uwagę zwłaszcza na postaci żyjące w Warszawie na przełomie XVIII i XIX wieku. Cóż to była za plejada niezwykłych bohaterów! Czytając o nich, od razu poczułam energię tego miejsca i czasu. Warszawa pod panowaniem pruskim i w początkach epoki napoleońskiej była miastem kontrastów, w którym wschód stykał się z zachodem, przepych mieszał się z nędzą, a na ulicy mijali się wybitni uczeni, artyści, lekarze, wynalazcy. Takie postaci jak Antoni Magier, zegarmistrz Gugenmus, Samuel Bogumił Linde, Wojciech Bogusławski czy doktor Walenty Gagatkiewicz – to właściwie początki warszawskiej inteligencji. W pobliżu przebiegała granica, pojawiali się więc także liczni szpiedzy, prowadzący swoje skomplikowane gry. To był wymarzony temat na powieść. Jej trzon stanowią równolegle śledzone losy trzech, jakże różnych, ale całkiem prawdziwych postaci: Antoniego Magiera, fizyka i meteorologa, który przez ponad ćwierć wieku wywieszał na drzwiach swojej kamienicy prognozy pogody dla Warszawy, Jordakiego Kuparenki, mechanika i wynalazcy, twórcy ruchomych teatrzyków i pioniera lotów balonowych oraz E.T.A. Hoffmanna, niemieckiego kompozytora, rysownika i pisarza, prekursora powieści fantastycznej, który pracował w Warszawie jako pruski urzędnik. Pomiędzy tymi trzema krąży główny bohater, Marcin Zięba, próbujący odnaleźć własną drogę.

Dom Książki/Editress

D.K.: Ten fragment historii, którą Pani opowiada – żyje. Tętni, zachwyca. Jak udaje się Pani panować nad tak ogromnym światem powieściowym, w trakcie jego kreacji? Postacie historyczne, fikcyjne, piękny historyczny sztafaż, detale. Widać wielką pracę, staranność, dbałość. I jednocześnie nic nie przytłacza nadmiarem. Jakie umiejętności warsztatowe są szczególnie przydatne?

Z.O.: Z punktu widzenia autora pisanie książki historycznej to oczywiście dużo więcej pracy, niż w przypadku powieści obyczajowej lub fantastycznej, bo ogromnie dużo czasu zajmuje czytanie źródeł i poszukiwanie materiałów. Ale i satysfakcja z wykonanego zadania jest większa, bo samo konstruowanie opowieści przypomina rozwiązywanie łamigłówki. Trzeba tak połączyć fakty, by pozostała między nimi przestrzeń na fabułę. A czasami (co wymaga jeszcze bardziej misternych zabiegów) udaje się sprawić, że dzięki fabule fakty nabierają nowego znaczenia. Jest to jednak praca dla cierpliwych. Nie zaczynam pisać, dopóki nie jestem przekonana, że swobodnie poruszam się w tym świecie, że wiem, jaki widok otwiera się za każdym rogiem. Dopiero wtedy mam pewność, że miejsca, w których toczy się akcja, nie będą jedynie płaską makietą scenograficzną. To samo tyczy się bohaterów. Nie lubię książek, w których postacie historyczne mówią współczesnym, potocznym językiem, bo język jest wyrazem mentalności epoki. Chcę raczej pokazywać ludzi takimi, jakimi mogli być naprawdę. Z drugiej strony drażni mnie także nadmierne „staropolskie” stylizowanie wypowiedzi, bo też wydaje się sztuczne.

D.K.: To niejedyna Pani powieść, w której historia gra pierwsze skrzypce. Kiedy ta predylekcja do historii dała o sobie znać?

Z.O.: Jak już wspominałam, zawsze lubiłam czytać powieści historyczne. W liceum byłam w klasie humanistycznej i miałam bardzo wymagającą nauczycielkę historii. Uczyła nas między innymi jak korzystać ze źródeł, jak ich poszukiwać, co przydaje mi się do dziś. Pamiętam, że przed maturą wielokrotnie podchodziłam do zaliczania dwudziestolecia międzywojennego i może nieprzypadkowo w tej epoce osadzona była akcja mojej pierwszej powieści historycznej, „Detektywów z klasztornego wzgórza”.

D.K.: Wykorzystuje Pani swoje umiejętności i wiedzę znakomicie. W „Królu Myszy” mamy przecież wiele historycznych smaczków. Z klasą ożywia Pani przeszłe zdarzenia. Czy ta powieść może być potraktowana jako wyjątkowo przyjemna lekcja historii?

Z.O.: Mam nadzieję, że tak. Myślę, że po przeczytaniu powieści historycznej w głowie nie muszą pozostać wszystkie fakty i daty. Ważne, żeby podczas lektury mimo woli nasiąkało się atmosferą epoki. Marzy mi się, żeby czytelnik mojej książki, widząc obraz, film kostiumowy, lub słysząc jakieś nazwisko mógł sobie przypomnieć, że kojarzy mu się właśnie z „Królem Myszy”.

D.K.: A propos lekcji historii, wspomniała Pani wcześniej o swojej znakomitej książce o Powązkach „Miasto pamięci”, która ukazała się w zeszłym roku. To wydawnictwo jest świetnym materiałem podczas spacerów po cmentarzu. Widziałam Pani relacje z takich właśnie „lekcji” zwiedzania cementarza z młodzieżą. Jak młodzi ludzie uczestniczą w takich zajęciach? Czy to udane i satysfakcjonujące dla Pani spotkania?

Z.O.: Te spacery są bardzo ciekawe, bo pokazują, że historia jest jednocześnie fascynująco odległa i zarazem całkiem bliska. Odległa, bo często doświadczenia i mentalność ludzi, żyjących w dawnych czasach, nie mieszczą się nam w głowie. Bliska, bo w gruncie rzeczy odkrywamy, że mimo odmiennego kostiumu i warunków życia jesteśmy do nich podobni. Na cmentarzu, w obliczu spraw ostatecznych, jest to szczególnie widoczne, bo nagrobki opowiadają o ludzkich uczuciach, a uczucia się nie zmieniają.

D.K.: Wracając do „Króla Myszy”. Los Marcina Zięby, syna szewca, i Jordakiego Kuparenki przecina się w dramatycznych momentach, to doskonale skomponowane życiorysy fikcyjnego bohatera i historycznej postaci. Jak osiąga się taki efekt?

Z.O.: Marcin jest postacią fikcyjną, ale umieściłam go w prawdziwym świecie i dbałam o to, aby jego losy były prawdopodobne. W sąsiedztwie kamienicy Magiera w drugiej połowie XVIII wieku mieszkało aż jedenastu szewców, być może któryś z nich miał nawet na nazwisko Zięba :). Poprowadzenie losów Marcina było dla mnie najtrudniejsze w trzecim tomie jego przygód, który się jeszcze nie ukazał. Zahacza on o czasy wojen napoleońskich. Dużo o nich wiemy z podręczników i innych publikacji naukowych, wciąż na przykład roztrząsane są przyczyny klęski kampanii rosyjskiej Napoleona. Zależało mi jednak na przedstawieniu tej wojny z punktu widzenia jej uczestnika, jednego z pionków na planszy. On przecież nie miał takiej wiedzy, jaką dysponowali generałowie i stratedzy. Postanowiłam więc oprzeć się na pamiętnikach żołnierzy, zwyczajnych uczestników walk. I odkryłam, że ich prawdziwe losy są nierzadko dużo bardziej fantastyczne niż fabuła wymyślona przez pisarza. Cudowne ocalenia, niezwykłe zrządzenia losu, ratunek przybywający w ostatniej chwili – sądzę, że żaden czytelnik nie uwierzy mi, że tego sama nie wymyśliłam!

Z prywatnego archiwum Autorki

D.K.: Odświeża Pani postać E. T. A. Hoffmanna, znanego chyba przede wszystkim z autorstwa „Dziadka do orzechów”. Pokazuje nam Pani, jak w głowie Hoffmanna mogła tworzyć się ta historia. Rodzi się pytanie, jak postać Hoffmana i jego twórczości, kreowała się w Pani wyobraźni?

Z.O.: E.T.A. Hoffmann jest niesłusznie w Polsce traktowany wyłącznie jako autor „Dziadka do orzechów”. Często kojarzy się zresztą z wersją baletową, której libretto oparte jest na francuskiej przeróbce Dumasa. Ale Hoffmann to przede wszystkim prekursor niemieckiego romatyzmu, autor, którego groteskowy, ironiczny humor i niesamowita wyobraźnia wpłynęły chociażby na twórczość Edgara Allana Poe czy H.P. Lovecrafta. Jego pobyt w Warszawie pozostaje w zasadzie niezauważony przez polskich i niemieckich badaczy. Dopiero pod koniec pracy nad książką udało mi się nawiązać kontakt z panem Piotrem Lachmannem, człowiekiem, który od lat na różnych polach walczy o przywrócenie Hoffmanna Warszawie. Zanim zaczęłam z nim korespondować, byłam skazana na źródła niemieckie. Z trudem przedzierałam się na przykład przez listy, które Hoffmann wysyłał z Warszawy do przyjaciół, nie tylko z powodu archaicznie już brzmiącej niemczyzny, ale także dlatego, że korzystałam z będącej w wolnym dostępie wersji złożonej gotycką czcionką. Żeby lepiej rozszyfrować tekst, przepisywałam go sobie ręcznie. Mam nadzieję, że ta żmudna praca pozwoliła mi na tyle wczuć się w umysłowość i język pana Hoffmanna, by wiernie przedstawić tę postać w książce 🙂 

D.K.: W imieniu czytelników, już dziękuję za tę Pani pracę, bo istotnie, Hoffmann nabiera w powieści bardzo konkretnych kształtów i pojawia się w mało znanych kontekstach. Będąc jeszcze przy wątkach artystycznych – to, co szczególnie zwraca uwagę w „Królu Myszy” to swego rodzaju teatralność, którą Pani wyjątkowo umiejętnie podtrzymuje. Powieść – spektakl. Postacie przypominają poniekąd lalki, marionetki, a efekt ten dopełnia praca Jordakiego Kuparenki, który ostatecznie potwierdza czytelnicze przeczucia – oto człowiek jako marionetka, a życie to rola do odegrania. Czy takie odczytanie jest uprawnione? Albo inaczej, czy jako Autorka, byłaby Pani zadowolona z takiego odczytania?

Z.O.: Tak, nieprzypadkowo pierwszy, roboczy tytuł książki brzmiał „Theatrum mundi”, czyli „Teatr świata”. Warszawa staje się tu sceną, na której rozgrywają się niezwykłe wydarzenia, takie jak próba zamachu na wygnańczego króla Francji, Ludwika XVIII, dokonana przy pomocy zatrutych marchewek. Mieszkańcy Warszawy są też marionetkami w teatrze wielkiej polityki początków XIX wieku. Odgrywają swoje role, ale większe potęgi pociągają za sznurki. Myślę, że możliwości interpretacji tego wątku znalazłoby się jeszcze dużo więcej.

D.K.: Na pewno! Daje Pani czytelnikom ogromne pole do popisu w interpretacjach 🙂 I należy podkreślić, że Warszawa jest również bardzo ważnym bohaterem w tej powieści. Plan Miasta Warszawy Mikołaja Kamlera, który „otwiera” powieść jest bardzo przydatny w poruszaniu się po fabule 🙂 A klimat miasta wyjątkowo oddaje ilustracja na okładce, autorstwa Marcina Minora.

Z.O.: Wymarzyłam sobie Marcina Minora jako ilustratora tej książki i byłam bardzo szczęśliwa, że wydawczyni także widziała go w tej roli. To artysta, którego z jednej strony cechuje niezwykle drobiazgowe podejście do kostiumu, architektury, stylu epoki, z drugiej strony jego prace mają wspaniały, magiczny klimat. Takie połączenie wydawało mi się idealnie pasujące do „Króla Myszy”. I nie pomyliłam się! Kiedy zobaczyłam okładkę, pomyślałam, że to pewnie pierwsza moja własna książka, którą bym w ciemno kupiła w księgarni 🙂 Bardzo się cieszę, że ta współpraca będzie mieć ciąg dalszy. Wiem, że ilustrator już zabiera się za okładkę do drugiego tomu. Niedawno rozmawialiśmy o topografii Warszawy i o kolorystyce ówczesnych balonów, myślę, że możemy się spodziewać czegoś równie pięknego i nie mogę się doczekać!

D.K.: Zapowiada się obiecujący, zgrany duet. Pierwszy tom jest niezbitym dowodem 🙂 Powracając do fabuły – w powieści ściera się rozum i emocje. Ernst Hoffmann – artysta, Antoni Magier – naukowiec. Szkiełko i oko? Czy serce? Co do Pani, jako Autorki mocnej przemawia?

Z.O.: Na rozstrzygnięcie tego dylematu proszę poczekać do zakończenia drugiego tomu cyklu, pod tytułem „Powietrzny żeglarz”. Weźmie w nim udział sam Adam Mickiewicz, ale nie mogę zdradzić niczego więcej 🙂

D.K.: No i finał. Crème de la crème! Otwarte, dramatyczne zakończenie. A na okładce zapowiedź drugiego tomu. Co czeka Marcina Ziębę i Jordakiego Kuparenkę? Czy jednak uchyli nam Pani nieco rąbka tajemnicy?

Z.O.: Myślę, że sporo już zdradziłam. Mogę tylko obiecać, że drugi tom, „Powietrzny żeglarz”, i trzeci – „Sobowtór” przyniosą jeszcze wiele dramatycznych zwrotów akcji.

D.K.: Serdecznie dziękuję za rozmowę, za to, że podzieliła się Pani swoimi warsztatowymi tajemnicami, wiedzą i skrupulatnością w pracy godnej podziwu. Czytelnik Pani książek powinien czuć się doceniony i bardzo poważnie potraktowany! Takiej literatury potrzeba nam w księgarniach w dużych ilościach! No i mamy zapowiedź kolejnych tomów, które na pewno będą wspaniałą podróżą przez dzieje i niebanalną opowieść! 🙂 Czekamy…

                                                                                                          Editress

Zuzanna Orlińska – absolwentka Wydziału Grafiki warszawskiej ASP, pisarka, ilustratorka książek, czasopism i podręczników.  Twórczyni strony internetowej Kiedy byłam mała poświęconej literaturze dla dzieci i młodzieży. Laureatka nagrody Guliwer w krainie Olbrzymów, przyznawanej przez redakcję czasopisma “Guliwer” (2013). Mama Szymona i Julka. Kiedy nie ma nic do napisania ani narysowania, najchętniej zajmuje się czytaniem.

Źródło: http://zuzannaorlinska.pl/o-mnie/

Pełne zestawienie napisanych przez Autorkę książek, można znaleźć: http://zuzannaorlinska.pl/o-mnie/


[1] „Miasto pamięci – czternaście rodzinnych spacerów po Starych Powązkach”, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2020