Stacja Tokio Ueno / Yu Miri ; tłumaczenie z japońskiego Dariusz Latoś. Wydanie I. – Kraków : Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2020. – 158, [2] strony ; 21 cm. (Seria z Żurawiem)
Przejmująca opowieść, która swoje głębokie korzenie zapuszcza w rzeczywistości. Niestety. Historia niby japońska, ale w moim przekonaniu znajdzie swoje odbicie także w społecznościach innych państw. Bieda występuje wszędzie. Bieda mimo pracy, która owszem zostawia – spracowane ręce i tylko kilka przysłowiowych miedziaków na dnie kieszeni. W naszym postrzeganiu Kraju Kwitnącej Wiśni, jako wysoko rozwiniętej cywilizacji, historia przedstawiona przez Yu Miri wydaje się jeszcze bardziej wyostrzona i dramatyczna w swojej wymowie.
Pracująca biedota to zapewne miliony na naszej planecie. Praca ponad siły, praca, która pochłania niemal całe życie, a w konsekwencji i tak nie przynosi elementarnych efektów. Bieda wciąż istnieje, choć pewnie dałoby się jej zapobiec. Nierówności są aż nadto widoczne. Bieda odbiera godność, dehumanizuje w oczach zamożnych. Dysproporcje są dramatyczne i coraz większe.
Kazu Mori, bohater powieści „Stacja Tokio Ueno” od dwunastego roku życia pracuje na rodzinę. Daleko od domu, w którym jest praktycznie gościem raz na kilka miesięcy. Ma elementarne wykształcenie. To nie ułatwia sprawy. Chce pomóc rodzeństwu, żeby sięgnęło po lepszą edukację. Zatem pracuje i nie narzeka. Nie zna bowiem innego życia. Być może to również pokłosie japońskiej mentalności – zgoda na to co jest.
Kazu zakłada rodzinę. Ma dwoje dzieci. Nadal pracuje poza domem. W Tokio buduje obiekty sportowe na olimpiadę, która odbyła się w 1964 roku. Żyje w hotelu robotniczym. Tam w radiu wsłucha się w cesarski głos, który ogłosi uroczyste otwarcie XVIII Olimpiady ery nowożytnej. Sam nie będzie podziwiał sportowców. To nie dla niego. Swoje zrobił. Może iść do innego zajęcia. Życie toczy się dalej albo nagle się kończy. Kazu doświadcza czarnych chwil żałoby, gdy musi chować kolejno członków swojej rodziny, której nie poświecił zbyt wiele czasu. Nie nacieszył się dziećmi, żoną, zwykłą codziennością domu. Nie miał kiedy zabrać dzieci do ZOO, a też często nie było go stać, aby zafundować im jakieś przyjemności. W pamięci przechowuje te upokorzenia.
„Można płakać w nieskończoność, ale nie przywróci się zmarłych do życia. Pomyśl lepiej, jaka musiała być szczęśliwa, aż siedem lat mogliście żyć we dwoje jak nowożeńcy” – pociesza Kazu brat żony podczas jej pogrzebu. Aż siedem lat z kilkudziesięciu lat małżeństwa! Tyle czasu spędzili razem na emeryturze. Podziw budzi pokora i oddanie bohatera. Poczucie, że tak trzeba. Bez łez. Została tępa rozpacz. Przerażająca samotność. Puste ręce. Nie można zarzucić bohaterowi, że zostawił rodzinę, bo robił karierę. Pracując całe życie, wypracował pustkę. W przejmującym obrazie, gdy nawet matka mężczyzny widzi bezmiar jego nieszczęścia, można doświadczyć pełni beznadziejności. Dożyć do śmierci – mówi Kazu. Taki widzi cel swojej egzystencji.
A tymczasem obok toczyło się życie. Te z wyższych sfer. Rodzi się cesarski syn, tej samej nocy, gdy w wielkim trudzie rodzi żona Kazu. Trzeba wezwać akuszerkę, choć bohater wie, że nie ma czym zapłacić. A w domu niemal wszystko zajęte jest przez komornika. Mimo że pracują wszyscy. Od świtu na polu ryżowym, tak najczęściej wygląda codzienność kobiet.
Obraz życia Kazu Mori wypełnia się dzięki retrospekcjom, wspomnieniom i refleksjom bohatera, który… już nie żyje. W swoim życiu po śmierci ocenia życie przed śmiercią. O zgrozo, nie ma różnicy! Patrzy na namioty bezdomnych w parku Ueno, w którym spędził ostanie lata życia, również jako obywatel ulicy. Wspomina towarzyszy niedoli. Podsłuchuje rozmowy tokijskiej ulicy. Dyskusje o restauracyjnych kolacyjkach za duże pieniądze, dietach dla psów, separacjach małżeńskich z wyboru. Biedny, jakże biedny Kazu musi tego słuchać. Przymuszony do separacji z rodziną, znający chłód i skrajne ubóstwo zestawiony jest z nadmiarem, który rozpycha ego. Bezdomni parku Ueno są tymczasem niewidzialni lub obrzydliwi, gdy się przypadkiem na nich wpadnie pędząc po kolejne sukcesy. Trzeba ich „posprzątać”, gdy w pobliżu pojawi się cesarska rodzina. Właśnie to specjalne sprzątanie, zwane przez bezdomnych „polowaniem” stało się przyczynkiem do napisania tej powieści. Autorka bliżej przyjrzała się praktykom “zwijania” namiotów bezdomnych i wysłuchała przejmujących opowieści w tokijskim parku – zwanym również – o ironio – Cesarskim Darem.
Autorce udało się mimo ascetycznej formy, bez wielkich literackich eksperymentów opowiedzieć bolesną historię, która woła z wielu zakamarków świata i niestety nadal się powtarza. W posłowiu Yu Miri, która wydała tę powieść w 2014 roku, wyraża obawę, że los jej bohatera powtórzą mieszkańcy okolic Fukushimy, którzy pozostali na marginesie życia po tsunami i awarii elektrowni atomowej w 2011 roku. Być może oni teraz będą cerować swoje życie pracą w Tokio przy kolejnych igrzyskach olimpijskich zaplanowanych na 2020 rok (przez pandemię koronawirusa przeniesione na 2021rok). Czy tak się stało? Pewnie tak.
Dla rozrywki bogatego świata wielu ludzi funduje sobie rozstanie, samotność, wykluczenie, aby utrzymać minimum egzystencji. Kazu Mori jest wiecznie biedny. Tak pozostanie, nawet po śmierci. Życie pozagrobowe, w które wierzył również ulgi nie przynosi. Nie spotyka tam żony, ani syna. Znowu jest biedny i samotny. Nie warto przekraczać żółtej linii na stacji Tokio Ueno.
Powieść Yu Miri „Stacja Tokio Ueno jest wynikiem obserwacji i wielkiej empatii autorki, która upomniała się w te sposób o los tych, który żyją w Japonii w skrajnościach finansowych, ubóstwie i jawnej niesprawiedliwości. To mocny i ważny literacki głos. Ukłony dla tłumacza, Dariusza Latosia, który dał możliwość polskiemu czytelnikowi zagłębić się w tę historię. Fikcyjny Kazu Mori nie jest fikcyjny. Ma swoich rzeczywistych sobowtórów pod wieloma szerokościami geograficznymi. I to przeraża.
Powieść nie jest już pachnącą nowością, wydana została w Polsce w 2020 roku, uznałam jednak, że nie należy jej przeoczyć i dać jeszcze gorącą rekomendację. W zasadzie całej „Serii z Żurawiem” Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego wystawiam najwyższe noty. Jeśli poszukujecie „literatury współczesnej z różnych, odległych od siebie krajów świata” – jak podaje wydawnictwo – w tej serii znajdziecie znakomite tytuły. Mój zachwyt budzą również projekty okładek wykonane przez Małgorzatę Flis. Wspaniałe ilustracje i typografia tworzą wysoką jakość. Pomysł na serię i jej graficzną oprawę zasługuje na bardzo dobrą ocenę. Jako wielbicielka wydawniczych serii, będę często wracała do tej oferty.
Editress